Jako że byłam w Moskwie przez pewien czas jako słomiana wdowa, rozglądałam się ciekawie dookoła z myślami "a co by było, gdyby". Ma się męża przystojnego i inteligentnego, ale gdyby tak pomarzyć o wymianie na "lepszy model"... No i... guzik.
Ponieważ metodą organoleptyczną inteligencji sprawdzić się nie da, postanowiłam się skupić na wyglądzie. Koledzy z pracy to koledzy z pracy, w takich warunkach pozbawieni są dla mnie wszelkiej płciowości. Przegląd prowadziłam więc głównie w metrze, za co zostałam obsztorcowana przez moją własną siostrę - w metrze chłopa się nie szuka, chłop ma mieć samochód, najlepiej dobry. Dobrych i superdobrych samochodów ci u nas dostatek, z tym, że mnie pewnym niepokojem napawa gość jadący w jaguarze czy innym bentleyu: po piewrsze, ma taki wyraz twarzy, że mu niby wszystko wolno, po drugie, jego kobieta ma służyć do prezentacji wozu. Więc panowie w sportowych brykach odpadali. Merolcie i beemwice mają tu zwykle przyciemniane szyby, nie mogłam więc dojrzeć facetów w nich jadących.
Płeć męska w metrze to: gastarbeiterzy, zwykle nizsi ode mnie i o innych przyzwyczajeniach kulturowych. Studenci, dzieci zupełne, obrzydli mi w poprzedniej pracy. Panowie w wieku średnim, od których czuć pieriegarom, proszę mi powiedzieć, jak to jest po polsku (tak śmierdzi rano człowiek po wieczornym piciu). Dziadziusiowie, zaopiekowani swoimi o wiele lepiej trzymającymi się żonami. I reszta, która z niewyjaśnionych powodów zupełnie mi się nie podoba, o miękkich, okrągłych rysach, z piwnymi brzuszkami etc. etc.
Znamienny jest przykład sprzed lat, kiedy to zbierałam w Rosji materiały do pracy magisterskiej. Wtedy mnie jeszcze studenci ineteresowali i mężatką nie byłam, miałam więc szerszy wybór i rzeczywisty, a nie czysto hipotetyczny, interes.. Rozglądałam się po całym trolejbusie, wypatrując kogoś, na kim warto oko zawiesić. I znalazłam! Szukając niby lepszego miejsca do stania, przepchałam się przez tłumek bliżej ciacha. I co? I d...a. Ciacho rozmawiało z kumplem. Po polsku.