środa, 30 listopada 2011

Sprzedaż internetowa

Mimo, iż bankowość internetowa nie jest tak dobrze rozwinięta, jak w Polsce (takie odnoszę wrażenie, być może się mylę), sklepy internetowe mają się w Rosji, a zwłaszcza w Moskwie, świetnie.
Wydaje mi się, że tutejszy odpowiednik Allegro, czyli Molotok.ru (bardzo ścisły odpowiednik, bo pasuje mój polski login i hasło, i chyba ocena użytkownika też) nie jest tak prężny, jak jego polska matka.
Ale to nie szkodzi. Jest cała masa innych miejsc.

O spożywce już pisałam.
Prezenty a'la Cepelia kupować można na http://gar-ptisa.ru/. I nie tylko tam.
Każdy szanujący się market elektroniki prowadzi sprzedaż internetową.
Bilety do teatru - każdego teatru w Moskwie - jak najbardziej on-line.
Wszelkie leki - również.
Dostawa przez kuriera w ciągu 24h, zwykle 200 rubli w granicach MKAD, opłata bezpośrednio kurierowi. 

poniedziałek, 28 listopada 2011

Pora wstać

W niedzielę obudziłam się, bo czyjeś zaspane oczy patrzyły na mnie wyczekująco.
- Koteniu, śpij, jeszcze jest noc, jeszcze ciemno... - wymruczałam sennie.
- Ależ mamusiu, mała wskazówka jest na 9! - odrzekło moje dziecko.
To prawda. Było już dobrych parę minut po dziewiątej, a na dworze ciemno, choć oko wykol. 
Nie znoszę wstawać, kiedy jest ciemno. Zwykle w listopadzie jest tylko kilkanaśnie takich dni, potem jest grudzień i można się cieszyć na nadchodzące święta, a po Nowym Roku problem się kończy.
Niestety, już nie w Moskwie.
Specjalna lampa, imitująca wschód słońca, którą kupiłam na Allegro, okazała się uszkodzona i musiałam ją odesłać. A ciemno jest coraz dłużej, i coraz gorzej to znoszę...

P.S. Właśnie nabyłam byłam lampobudzik i jutro mi go przywiozą. Moje postanowienie adwentowe: nie wrzeszczeć na dzieciaka. Zwłaszcza rano.

piątek, 25 listopada 2011

List do św. Mikołaja

Khm, khm,
więc my z Młodą życzymy sobie książki.
Młoda papierowe. A ja poproszę ostatnie tomy Pieśni Ognia i Lodu (te, których nie było w moim czteropaku, właśnie kończę Ucztę dla kruków) w formacie .mobi. I jakieś inne czytadła na moją kindelkę.
I jeszcze chcemy z Młodą wii fit board. Na spółkę.
A w ogóle, to muszę ją skłonić do napisania normalnego, porządnego listu, w końcu już nieźle pisze, a jej ortografia jest tak powalająca, jak tylko ortografia sześciolatki być może... chociaż prezenty Mikołaj już dawno przygotował.


Khm, khm, kto rokmini, co napisało moje dziecko? Bo ja wiem, ja wiem! Nagród nie przewiduję. Aha, igła ma być nie do opony rowerowej, tylko do piłki. To taki skrót myślowy jest. A sama pompka musi mieć maszynkę rowerową i samochodową, bo my dwa różne wentyle mamy, żeby było weselej :)

środa, 23 listopada 2011

O niczym



Czas ucieka mi między palcami, nie zdążyłam się zorientować, kiedy minęły ostatnie trzy dni. Pierwsze oznaki tego, że powolutku przestaję ogarniać rzeczywistość: nie włożyłam Młodej rano podręcznika do solfeżu, nie wyrabiam ze sprzątaniem. Na razie to formy łagodne, mam nadzieję, że gorzej nie będzie.

W czasie, którego nie mamy, robimy z Młodą dekoracje z szyszek modrzewiowych, przemyconych z Polski (nie pytajcie, dlaczego, tutaj też rosną!). Zdjęcia będą. Jak mi laptopa naprawią, bo stary grat nie ma slota na karty SD, a kabelka mi się szukać nie chce. Do dekoracji z szyszek niezbędny jest ponoć klej na gorąco w pistolecie... ale nam wystarcza zwykły kleister z mąki i wody. Ukończony wyrób suszymy w piekarniku, coby nie spleśniał, a szyszki pięknie się otworzyły. Muszę przyznać, że nieźle nam idzie.

Ktoś powie, że co za ozdoby, skoro do BN ponad miesiąc? Ale Adwent zaczyna się w najbliższą niedzielę, wieniec należało więc przygotować. I w ogóle. Do BN ledwie cztery tygodnie z niewielkim hakiem, i ja naprawdę nie wiem, kiedy tu zmieścić pieczenie i zdobienie pierniczków, szykowanie ozdób na choinkę (cóż, że ubierana będzie w PL?) i makowca metrowej długości, który będzie czekał na swoją kolej w zamrażalniku. Zwłaszcza, że Młoda, jakby mało jej było trzech szkół, szkółki niedzielnej i basenu, postanowiła zapisać się jeszcze na... ale szszszzz, to tajemnica.

poniedziałek, 21 listopada 2011

W tę i nazad

Moskwa jest na tyle blisko, że można urwać się na imprezę rodzinną na weekend i wrócić, urlopu nie tracąc. I tak, wsiadłyśmy z Młodą w samolot w piątkowy wieczór, dopilnowałyśmy, żeby odpowiednie przysięgi zostały złożone w sobotę, i w niedzielę Młoda zasypiała w swoim moskiewskim łóżku. A raczej w moim, ale to inny temat :)

Interesująco wypadło porównanie lotnisk. Szeriemietiewo: dzika kolejka do aeroekspresu (mało, że nie udało nam się zdążyć na pierwszy, chociaż byłyśmy przed wejściem 15 minut przed odjazdem, to w drugim musiałyśmy stać), dzika kolejka przy pierwszej kontroli bezpieczeństwa, rzetelna kontrola właściwa, tętniący życiem terminal, brak wolnych miejsc siedzących przy bramkach do samolotu, mnóstwo klientów w sklepach wolnocłowych. Innymi słowy - piątek wieczór.
Chopina: cisza, spokój, delektowanie się czekoladą w Wedlu, pustki, wózki na bagaż podręczny. Niedzielne lenistwo.

Ale i tak nie lubimy z Młodą latać. Dlatego już od dawna mamy wykupione bilety kolejowe na Boże Narodzenie. I z powrotem. Choć było ciężko :)

środa, 16 listopada 2011

FAQ turystyczne

1. Czy Moskwa jest droga? Jest. Jest bardzo droga. Tańsze niż w Polsce są tylko: paliwo, alkohol i papierosy.
2. Gdzie w Moskwie można przenocować? W jednym z hosteli w centrum, polecanych w przewodnikach typu Lonely Planet, albo w Domu Pielgrzyma przy Katedrze katolickiej (Дом паломника - do wygooglania).
3. Gdzie jeść? Posiłek jednodaniowy z napojem w stosunkowo taniej sieciówce to koszt ok. 10 euro. Polecam sieci "Jołki Pałki" i "Mumu" (kuchnia rosyjska), wszelkie suszylnie (sushi jest tu lepsze i tańsze niż w PL), popularna jest pizzeria Il Patio, z kawiarni - Szokoładnica i sieci międzynarodowe. Z tańszych - Kroszka-Kartoszka (ziemniaki z nadzieniem), Tieriemok (bliny), liczne kebaby, zwane tu szaurmą, a zupełnie tanio - pirożki w metrze.
4. Dla wegetarian i innych takich - jeśli się uprzeć, to da się wszystko, z tym, że nie wiem gdzie :)
5. Jak się poruszać? Metrem - wszystkie ważniejsze zabytki są w pobliżu metra, należy kupić sobie kartę na 10 przejazdów, w nocy "na machacza", czyli bombiłą, czyli nieoficjalną taksówką - tylko trzeba wcześniej ustalić cenę.
6. W jakim języku gadać? W miejscach turystycznych można próbować po angielsku, zwykle z powodzeniem. Tam, gdzie są podwójne ceny dla turystów miejscowych i zagranicznych, należy stosować strategię "odin" - nie dodając żadnych innych słów - wtedy można zostać uznanym za Rosjanina :)

wtorek, 15 listopada 2011

FAQ

1. Czy Moskwa mi się podoba? Tak
2. Czy po Moskwie latają ludzie z kałachami i inni bandyci? Nie. Z kałachami lata policja, nosi je jak w Polsce pałki.
3. Czy czuję się w Moskwie bezpiecznie? Tak. Można łazić w nocy o północy w mini po centrum i nic, można spokojnie łapać bombiłę (nieoficjalną taksówkę) i też nic. Zwłaszcza z dzieckiem, ale bez dziecka też luzik.
4. Czy w Moskwie jest dużo ludzi? Tak. I to widać, słychać i czuć. A ponad połowa to nie-Rosjanie.
5. Czy Ruscy nie lubią Polaków? Nie spotkałam się z przejawami nielubienia, raczej odwrotnie, każdy stara się znaleźć wspólne ze mną korzenie ("moja ciotka miała babkę Wiśniewską z domu"). Ale generalnie mam wrażenie, że Rosjanie mają do Polaków stosunek taki, jak my do Tańzańczyków (a co mnie obchodzi ten mały kraj gdzieś w Afryce). 
6. Jak się jedzie do Moskwy pociągiem? Ekstra się jedzie, tylko ciasno jest i wiza białoruska jest potrzebna. Osobiście uwielbiam pociągi. Taniej jest samochodem.
7. Samochodem??? A mafia, rekietierzy i milicja?  Policja zatrzymuje za normalne naruszenia przepisów o ruchu drogowym. Np. za jazdę po pijaku i przekroczenie prędkośći. Droga z Terespola do Moskwy jest piękna, szeroka, prosta jak stół i pusta aż do obwodu Moskiewskiego (dalej zaczynają się korki). Jest bezpiecznie, paliwo jest tanie, a niektore stacje benzynowe mają schludne kible. Trasa z Warszawy zajmuje średnio 15 godzin.
8. Gdzie zapisać dziecko do szkoły? Zależy od Waszego stylu życia. Jeśli jesteście zawodowymi ekspatami i zmieniacie kraje co trzy lata, a pracodawca zapewnia edukację w pakiecie socjalnym, oddajcie do szkoły w systemie brytyjskim czy innym międzynarodowym. Jeśli przyjechaliście z polskiej firmy i do Polski zamierzacie wracać, albo chcecie mieć placówkę edukacyjną blisko domu, oddajcie do szkoły rosyjskiej - ma nieco wyższy poziom, niż polskie, ale podobny system. Polska szkoła działa tylko w systemie uzupełniającym, w piątki i soboty, i jest raczej beznadziejna.
9. Jak zapisać dziecko do przedszkola? Przedszkoli prywatnych tu prawie nie ma, a jeśli są, to dość drogie. Żeby zapisać do państwowego, trzeba porozmawiać z jego dyrektorką. Osobiście. Na pierwszą rozmowę przynieść Ptasie Mleczko, Śliwkę Nałęczowską albo Żubrówkę. Dyrektorka powie, jakie dokumenty są niezbędne dla komisji i gdzie ta komisja urzęduje.
10. W której dzielnicy mieszkać? Lokalizacja nie ma znaczenia, chociaż, gdybym mogła wybierać, w pakiecie socjalnym zamiast samochodu służbowego poprosiłabym o mieszkanie blisko okrągłej linii metra, najlepiej niedaleko stacji. Znaczenie ma typ budynku (najlepsze są stalinki w dobrym stanie i tzw. eurodomy - nowoczesne plomby). Mieszkanie ekspackie zazwyczaj ma parking i ciecia na każdej klatce schodowej.
11. Gdzie się leczyć? Służba zdrowia jest na dość wysokim poziomie, ale pracodawca w socjalu daje zawsze ubezpieczenie medyczne. I leczyć się należy tam, gdzie wskaże ubezpieczyciel. Ratowanie życia pod telefonem 03 jest bezpłatne. Do dzieci miejscowi wzywają karetki nawet, jeśli dzieciak ma normalną wirusówkę ze zwykłą wysoką gorączką. Karetka przyjedzie zawsze i nic nie kosztuje, choć jakaś gratyfikacja jest mile widziana.
12. Czy tu jest cywilizacja? Jest. Zarówno okropnie luksusowe miejsca zakupów, jak i zwykłe malle czy hipermarkety (choć możliwe, że Waszego ulubionego marketu nie ma). Są normalne usługi bankowe, normalne komórki i w ogóle - szoku cywilizacyjnego raczej nie doznacie.
13. Czy tu są Polacy? Cała masa. Spotykają się w Tinkoffie i polskiej szkole. Istnieje nawet klub przedsiębiorców. I, oczywiście, Facebook. Jest biblioteka w Instytucie Polskim. Instytut fajne imprezy robi kulturalne. I w ogóle.
14. Co tu można robić, jak mąż jest w pracy, a dziecko w szkole? Tak do końca to nie wiem, bo ja chodzę do pracy. Ale można zapisać się do centrum fitness, dużo ich jest. Można na kursy robienia lalek czy innego dekupażu. Można biegać na biegówkach i jeździć na łyżwach, miejsc temu służących jest cała masa. Można zwiedzać, zwiedzać i zwiedzać. Można zapisać się na cykle wycieczek po Galerii Trietiakowskiej czy któregokolwiek z innych licznych muzeów. A wieczorem należy skłonić męża do zacieśniania więzi rodzinnych, a samej udać się do teatru. Albo sprzedać dzieci sąsiadom i udać się tam we dwoje. Jest co oglądać...
15. Czy to prawda, że kodeks drogowy w Rosji nie istnieje? Istnieje, i nawet jest przestrzegany. Jeśli koniecznie chcecie mieć samochód służbowy, poproście o terenówkę, bo mimo przestrzegania kodeksu większy ma rację. Tu są ciągle korki, w korkach na całym świecie łatwo o nerwy i stłuczkę, a większemu jest łatwiej :) Ze względu na problemy na linii strony wypadku/ubezpieczyciel, do byle lusterka należy wezwać policję. 
16. Czy przechodzenie przez ulice przypomina grę w żabę na Atari? Nie. Jak się wylezie na jezdnię, to samochody się zatrzymają. A jak się stoi przy jezdni z dzieckiem, to zatrzymają się nawet zanim się na jezdnię wylezie.
17. Co przywozić z Polski na upominki? Wspomniane w wątku przedszkolnym słodycze, wódkę i kabanosy.

Jeśli przychodzą Wam do głowy jeszcze jakieś pytania, albo udzielilibyście innych odpowiedzi, niż ja, to komentujcie! 

poniedziałek, 14 listopada 2011

Zasłyszane z pokoju dziecięcego 3

- Młoda, a pójdziesz jutro ze mną i mamami do Dietskiego Mira*?
- Pójdę, tylko po religii i kościele.
- A na którą Mszę idziesz?
- ....
- My też, my też! To ja wezmę kucyki, a ty weź samochodziki i...
- Mama mi nie pozwala głośno się zachowywać w kościele...
- Ale my po cichutku...

Tu zainterweniowałam. Ale chyba dobrze, że dla nich to również wydarzenie towarzyskie jest...


*sieć sklepów z artykułami dla dzieci, większy odpowiednik "Smyka"

niedziela, 13 listopada 2011

Tambowskie wilki

Tambowskie wilki to podobno bezrobotni, którzy w XIX bodajże wieku dosłownie napadali na okoliczne miasta, biorąc każdą robotę za dumpingowe stawki. I prawdziwe wilki też w puszczach koło Tambowa bywały. Więc na wszelki wypadek wysiadłam z pociągu, którym jechałam niedawno, jakieś 100 km dalej, w Lipiecku.

Lipieck to wiocha. Ma kilkaset tysięcy mieszkańców, więc na rosyjskie standardy jest to wiocha. Identyczna, jak wszystkie inne wiochy z rodowodem sięgającym czasów Piotra I czy Katarzyny II. Kilka budynków z XIX wieku, kilkanaście stalinek, schwarz, mydło i powidło architektoniczne. Niedaleko lotniska - śmieszny "eco-art", znaczy dinozaur zrobiony z opon samochodowych. Piękna rzeka - Woronież. A w pobliżu - kilka interesujących klasztorów.

Prawosławni o klasztorach mówią, że to miejsce "namodlone", święte, i własna modlitwa dobrze już ubitą drogą szybciej do Pana Boga dotrze z klasztoru, niż z cerkwi domowej czy sprzed ikony w mieszkaniu. W klasztorze dobrze jest też zaopatrywać się w chleb i wodę o cudownych właściwościach (niedaleko lokalnej żeńskiej wspólnoty jest nawet specjalna "kupalnia" - drewniana chatka, w której można się rozebrać i zanurzyć w wodzie ze świętego źródła, koniecznie z głową, najlepiej trzy razy). Ponieważ to atrakcje turystyczne, sprzedają obok pamiątki.

Co charakterystyczne - święci bracia kazali mi natychmiast zakryć nieprzystojne nogi fartuchem, wydawanym na furcie (żeby nie było - spódnicę miałam równo do połowy kolan), natomiast matuszki miały mój strój w poważaniu, a składu chustek i fartuchów nie prowadziły. Zauważyłam, że w męskich zakonach prawosławnych bardzo rygorystycznie wymaga się przestrzegania dress-codu, więc jeśli nie jestescie odpowiednio odziane, a nie chcecie korzystac z wypożyczalni, to pozostaje Wam podziwianie architektury sakralnej zza murów...

Kilka kilometrów od miasta płynie też Don, dlatego w Lipieckim teatrze znów trafiłam na występ kozaków. Ale Don tutaj to strumyk niewielki, bardziej Łynę w Olsztynie przypominająca, niż mocarną rzekę z noblowskiej książki Szołochowa...

Ogólnie - prowincja rosyjska jest nudna, nawet malownicza nie jest, tylko nudna po prostu :)

czwartek, 10 listopada 2011

Outsorcing

Lubicie zlecać innym wkurzające Was zadania? 
Bo ja bardzo.

W Moskwie nie mogę mieć pani do sprzątania - po pierwsze, nie znam nikogo, kto by mi takową polecił, po drugie, raczej mnie na nią tutaj nie stać. Kupiłam sobie więc sprytny robocik, który za mnie odkurza i myje podłogę, kiedy nie ma mnie w domu (kosztował niewiele więcej od zwykłego odkurzacza ze średniej półki).

Herbaty mi się robić nie chce - robi mi ją dzieciak.
Zmywarka to jedna z moich najlepszych przyjaciółek :P Szkoda, że została w Warszawie.

Ale najbardziej podoba mi się supermarket internetowy. Ceny ma nieco wyższe, niż w sklepie wielkopowierzchniowym, no i za dostawę płacę równowartość aż 15 złotych. Ale nie zdarzyło mi się kupić mniej, niż 30 kg, i nie bardzo wyobrażam sobie dźwigania tego we własnych rękach nawet z samochodu (którego w Moskwie nie mam). Nie stoję w korkach, nie stoję w kolejkach, nie dojeżdżam, nie wychodzę na ohydny mokry śnieg, który przenikliwe wietrzysko zawiewa mi pod czapkę. Ktoś za mnie obchodzi wszystkie półki magazynu, ktoś pakuje w bezpłatne foliówki, doskonale pasujące zamiast worków do mojego kosza na śmieci, ktoś wnosi mi to na moje naste piętro.
Uwielbiam ich, nawet kiedy się spóźniają godzinę, jak dzisiaj :)

wtorek, 8 listopada 2011

Pierwszy śnieg

W Warszawie dziś 12 stopni. Ale ja już nie jestem w Warszawie, w związku z czym Młoda wyszła dziś na sanki.
A co!

wtorek, 1 listopada 2011

Moje miasto, a w nim... ulice pozamykane

Ja jestem element napływowy, co mu słoma z butów i tak dalej, ale męża mam warszawiaka z babki prababki, patriotę lokalnego i zawodowca (bez afiliacji), więc zakochując się w mężu, w stolycy też się zakochałam. 

W Warszawie jestem w domu.
A że bywam w nim rzadko, to...

to zauważam zmiany. Czuję się tak, jakbym oglądała filmy z życia roślin, te, w których kamera robi jedno ujęcie co kilka godzin. Tym razem zmian jest mnóstwo, i dają przedsmak tego, co czeka mnie po powrocie. I nawet trochę mi głupio, że na ten trudny okres zwiałam. Most rośnie, więc ulice pozamykane. Przejazd kolejowy, na którym roku pewnego spędzałam kilka razy w tygodniu nawet i dwa kwadranse, zamienia się w elegancki wiadukt (a przecież tam prywatne posesje i w ogóle niedasię), ale ... ulice pozamykane. Trasa Toruńska zamyka się w kosmicznych tunelach napowietrznych, i znów - ulice pozamykane. A jak się funkcjonuje bez Świętokrzyskiej, bez Królewskiej, bez Śpiących?

Wiecie co? Boże Narodzenie też spędzę w Warszawie. Jak ja do tego tęskniłam...