środa, 30 stycznia 2013

Мороз и солнце, день чудесный!

Mróz i słońce, piękny dzień! - katuje się Puszkinem kolejne pokolenia dzieciaków, ale faktycznie - trudno o piękniejszy opis zimy. Szkoda, że Tuwim tego nie przetłumaczył, bo dostępne w necie przekłady nie bardzo mi się podobają. 
Śliczną mamy zimę tego roku. Nic, tylko przypinać narty, zakładać łyżwy - czy po prostu ciepłe buty - i na dwór! Szaleję z Młodą na sankach, wyciągam sąsiadów do lasu, uciekam w soboty na lodowisko - chwytam chwilę! 

Baterie do aparatu noszę w... staniku. Bo zmarznięte w kieszeni bardzo szybko odmawiają współpracy. Dość dziwnie zapewne wyglądam, grzebiąc sobie w bluzce w miejscach publicznych, no i uciekają mi wspaniałe kadry:
- długowłosa i długonoga blondynka w zgrabnym kożuszku, szaliku z drogiego sklepu i kozaczkach na 12cm szpilce...
- gość w radosnych butach z futrem na wierzchu, pasiastych spodniach, futrzanej łaciatej kurtce i czapce, którą być może założył na lewą stronę - też futrzanej;
- dwornik (yyy - cieć? zamiatacz ulic? opiekun domu?) w wielkiej fufajce, walonkach za kolano i z olbrzymią miotłą;
i jeszcze parę innych, których nie zdążyłam utrwalić. No, ale przynajmniej udaje mi się fotografować nieruchome obiekty:






poniedziałek, 28 stycznia 2013

Bilety do Bolszoja

W drugim sezonie po remoncie okazuje się, że wcale nie tak trudno jest kupić bilety do Bolszoja. Pod warunkiem, oczywiście, że człowiek za bardzo nie wydziwia i nie mówi "na to mam ochotę pójść, a na to nie". Bilety można kupić na trzy sposoby.
1. Sposób pierwszy, najwygodniejszy: otwieramy stronę ticketland.ru równiutko 3 miesiące przed przedstawieniem i wybieramy sobie dowolne miejsce w cenie od 3600 rubli + 10%. Odbiór w kasach teatralnych miasta lub dostawa do domu.

2. Sposób drugi, idealny dla zagranicznych turystów: otwieramy stronę teatru równiutko 3 miesiące przed przedstawieniem i wybieramy sobie dowolne miejsce w cenie od 3600 rubli, płacimy kartą kredytową, nie zapominamy jej zabrać ze sobą do Moskwy, odbieramy w kasie teatru dowolnego dnia przed przedstawieniem, okazując kartę.
3. Sposób trzeci, najbardziej oczywisty i dlatego najrzadziej przychodzący do głowy: udajemy się do kasy teatru.

Haha!
I tam dowiadujemy się fascynujących rzeczy!
Po pierwsze, istnieją bilety za 100 rubli. Co więcej, bilety za 100 rubli stanowią 1/5 wszystkich biletów!
Po drugie, istnieją bilety w innych cenach, niż 3600+. Istnieją też miejsca w teatrze, w których widoczność jest ograniczona od 10 do 50%, i tam właśnie jest dość tanio.
Po trzecie, jeśli się jest studentem dowolnej uczelni rosyjskiej, można sobie przyjść w dzień spektaklu i kupić jeden z 60 biletów za 100 rubli tylko dla studentów. I siedzieć później w fotelu, a nie na schodach.
Albowiem ponieważ Teatr Wielki ma misję.

Hough.



sobota, 26 stycznia 2013

Przewodnik po lodowiskach - katok na Pietrowkie 26 i Biały Dom

Odwiedziłam z Młodą niedawno lodowisko koło Białego Domu i już mi się tam nie chce chodzić. Wielkie toto, nieprzytulne (nic dziwnego - pełnowymiarowe boisko piłkarskie) i lód miało do chrzanu. Nie, nie, normalnie lód jest OK, ceny przystępne, wypożyczalnia, ciepła szatnia, kafejka, no i niby dość blisko (na Patriarszych do niedawna nie było lodu), ale chciało mi się atmosfery - a tej pod Białym Domem nie ma...
Aha, gdybyście chcieli jechać, to nie pomylcie go z maleńkim lodowiskiem w parku, który jest tuż obok!

Za to gorąco polecam przytulne (i gorrrące) lodowisko Pietrowka, 26. Nazwa już mówi, gdzie ono się znajduje - tak, tak, trzeba wejść w bramę kamienicy przy Pietrowce 26, a dalej po strzałkach. Dobrze, że te strzałki są, bo w ŻYCIU bym tam sama nie trafiła!

Lodowisko jest czerwone. Nie tylko ma czerwone kanapy w kawiarni i czerwoną wykładzinę w wypożyczalni, nie tylko ma czerwone reklamy na bandzie, ale też... sam lód jest czerwony!
Gdyby nie miało profesjonalnej infrastruktury i nie było płatne (no i gdyby ten niezwykły lód) wyglądałoby jak zwyczajne lodowisko podwórkowe. Może trochę większe. Podobno jest to jedno z najstarszych lodowisk Moskwy, mowa o nim w przekazach XIX-wiecznych, a i wcześniej podobno działało. Super miejsce w samiuteńkim centrum - i mało kto o nim wie!

wtorek, 22 stycznia 2013

Szacunek

"Васька! Нас не уважают!" - zwróciła się groźnym tonem Młoda do swojej kociej pluszanki, kiedy odmówiłam przyniesienia soku z kuchni. Rozwaliła mnie tym dokumentnie i na amen, świadczy to bowiem już chyba nie tylko o doskonałej akwizycji języka, ale i pewnej akwizycji mentalności. Ponieważ szacunek otoczenia to najcenniejsza wartość "zwykłego Rosjanina". Mówię to z przymrużeniem oka, bo wartość ta przejawia się w ludowym wręcz "ттты мення увважаешь?" dobiegającym spod fioletowego nosa zza półlitrówki, i cytowanym nawet w poradnikach ortograficznych, ale także w skromnym "ты меня потом уважать будешь?" ulegającej właśnie kobiety...

http://kotomatrix.ru

poniedziałek, 21 stycznia 2013

9/10

www.lenta.ru
echo.msk.ru
Od paru dni pada śnieg. Pada i pada i pada. Przy bezchmurnym sobotnim niebie też padał, nie wiem, jakim cudem. W nocy gwiazdy zniknęły i padało mocniej. Dzisiejszej nocy sypnęło 15 cm. Kilkanaście tysięcy pługów nie ratuje sytuacji, więc miasto stoi - mapka obok wskazuje 9 w 10-stopniowej skali korków.
Wbrew pozorom, większość ludzi przewidziała sytuację i ruszyła do metra. Widok jak na załączonym obrazku, mimo iż pociągi kursują co kilkadziesiąt sekud.


Lotniska działają normalnie, opóźnione są te loty, które zależą od de Gaulle'a czy Heathrow. Нам не привыкать... 

niedziela, 20 stycznia 2013

Przewodnik po lodowiskach - Park Gorkiego





W parku Gorkiego zawsze było najbardziej kultowe lodowisko w Moskwie. To na placu Czerwonym służyło głównie jako atrakcja turystyczna, bawić się ludzie szli do parku Gorkiego. Rok temu cały park zmienił właściciela - zdaje się, że miasto sprzedało go pewnej celebrytce - i ma już zupełnie nowy charakter. Zdecydowanie nie jest to miejsce, do którego ludzie przychodzą spacerować z wózkami dziecięcymi, kontemplować przyrodę i słuchać świergotu ptasząt (o ptaszęta zresztą zwykle trudno jest w tzw. parkach kultury i wypoczynku - z głośników, zamontowanych na latarniach, donosi się muzyka). Zlikwidowano, co prawda, wesołe miasteczko, zmienił się profil odwiedzających - ale przychodzi tu mnóstwo ludzi. Przychodzą się polansować, pokazać się z najnowszymi modelami tabletów (które można naładować w specjalnych budkach), pokazać w towarzystwie. Tu po prostu wypada bywać.
Także w zimie.
Bo zbudowano tu największe sztuczne lodowisko w Europie - 18 000 metrów kwadratowych, czynne do połowy wiosny - do +15 stopni. Wejście jest stosunkowo tanie, w cenie są łyżwy, są piękne szatnie z czyściutkimi toaletami, a na samym lodowisku mnóstwo knajpek i kiosków z różnorodnym jedzeniem i piciem - od hotdogów i grzańca do skomplikowanych dań i herbat z milionem dodatków. Przedszkolaki i przed-przedszkolaki można zagonić do specjalnej zagrody, w której można popychać plastikowe pingwiny, żeby się nie przewrócić na łyżwach. Hokeiści mogą wynająć pełnowymiarowe lodowisko z elektronicznym wyświetlaczem wyników. Jest też "parkiet" lodowy dla wieczornych potańcówek. No i kilka długich i szerokich parkowych alejek...

Podobno wieczorem są dzikie tłumy i godzinne kolejki do kas. Ale ja byłam przed południem i ludzi było stosunkowo niewiele. Podobało mi się. Polecam.

sobota, 19 stycznia 2013

Zima w Moskwie

Czy ja pisałam w grudniu, że nie znoszę zimy?
Hau hau hau. Odszczekuję. Hau hau.
Zima w Moskwie potrafi być cudowna. Lekki mrozek (-10)*, wspaniałe słońce i - zupełnie nie wiem, skąd - delikatne śnieżne gwiazdki unoszące się w powietrzu. Albo śnieg skrzypiący pod butami i iskrzący się w świetle lamp ulicznych. Bielutki i nowiutki - nic dziwnego, że Młoda codziennie po powrocie ze szkoły zdejmuje buty, skacze boso w puszystych zaspach i tarza się w nich jak wesoły szczeniak. Pogodynki zapowiadają zamiecie, ale wiatr wcale nie jest - tu, w śródmieściu - straszny, niesie tylko kolejne pokłady gwiazdek, które nie topią się na zmarzniętych nosach.

Do przeżycia zimy w Moskwie wystarczą wełniane rękawiczki, puchówka, czapka i szalik. I dobre, ciepłe buty. Absolutnie warto zwiedzać w zimie, kiedy nie przewalają się wszędzie hordy turystów, a kiedy jest tak ślicznie! Fakt, że rano wszędzie jest ciemno, ale przyzwoity turysta rano śpi. A wieczorem dłuuuuugo jest widno, dłużej, niż w Polsce. I lodowiska czynne są do 23... Pięknie podświetlane...

* - 10 w Moskwie nie ma nic wspólnego z -10 w Warszawie. Wyjeżdżałyśmy ze stolycy przy +2 i zmarzłyśmy paskudnie na dworcu Wschodnim. W Moskwie było -11, kiedy przyjechałyśmy, i - mimo dokładnie tych samych ubrań - zgrzałyśmy się na Białoruskim. Bliżej domu porozpinałyśmy kurtki i pozdejmowałyśmy rękawiczki. Naprawdę nieprzyjemnie robi się dopiero koło -20, szczególnie jeśli nie ma słońca. W każdym razie mnie odmawiają wtedy współpracy oskrzela - ale przecież większość populacji nie ma astmy, a i moja, potraktowana berodualem, pozwala wychodzić na dwór. -10 w słońcu robi wrażenie odwilży...

czwartek, 17 stycznia 2013

Flet poprzeczny i koza

Olena na swoim blogu napisała o flecie poprzecznym w kontekście dyskusji o edukacji. Ja tylko zamierzam się poprzechwalać i ponarzekać, bynajmniej nie na system edukacyjny (pasuje mi zastany tutaj).
Anarchistka bowiem awansowała z fletu prostego na poprzeczny w szkole muzycznej. Dumna i blada niosła walizeczkę zawieającą pół kilo posrebrzanego niklu. Dumna i blada pozwoliła mi asystować na zajęciach (na prośbę pani). Zła i nieco rozczarowana maszerowała do domu po lekcji.

obrazek z Wikipedii
Bo nauka gry na flecie poprzecznym na początku polega głównie na robieniu min do lustra, zdmuchiwaniu pyłków z dłoni i ćwiczeniach na mięśnie grzbietu. Po pół godzinie takiego wuefu można spróbować wziąć ustnik, z którego po kilkunastu próbach wydobywa się szeleszczący świst. A na dodatek pani zabroniła używania truskawkowej pomadki noname. Ma być biała nivea, która jest "niepyszna".

Uparta i rogata nie pozwoliła nabyć sobie podręcznego lusterka, a w domu wyciągnęła swoją prostą piszczałkę, odegrała Vivaldiego, leżąc na podłodze, i stwierdziła, że jest zakochana - nieszczęśliwie, bo obiekt miłości został zmożony przez rotawirusa i nie może przyjść budować gwiazdkowego lego - i w takim stanie nie jest w stanie podnosić i opuszczać kącików warg. Jak bardzo chcę, mogę sobie podmuchać sama. Hough.

środa, 16 stycznia 2013

Lalka w cyrku

A tak w ogóle my przecież byłyśmy na przedstawieniu noworocznym w cyrku braci Zapasznych. Jeśli ktoś tu będzie za rok, to zachęcam. To prawdziwy cyrk - z tygrysami, którym do pyska treser wkłada własną głowę, z lwami skaczącymi przez płonące obręcze, pokazami akrobatyki i woltyżerki. Jednocześnie to przedstawienie z wyraźną fabułą - w tym roku była to historia dziewczyny, zamienionej w lalkę i usiłującej uciec z królewstwa zabawek. Bardziej chyba dla dorosłych, niż dla dzieci...

Nie wiem, czym się historia skończyła - byłyśmy z Młodą wykończone i przysypiałyśmy na 3-godzinnym spektaklu, więc ewakuowałyśmy się stamtąd dość długo przed finałem. Całość odbywała się w jednej z hal olimpijskich na Łużnikach, Torwar jest od niej mniejszy... więc atmosfera była taka sobie, zwłaszcza, że tych hal nie można całkowicie zaciemniać - z małymi dziećmi tam jest niebezpiecznie, betonowe schody nie mają barierek, a są bardzo strome. Mimo wszystko - podobało nam się.

sobota, 12 stycznia 2013

Powroty

Gdzie ja jestem w domu?
Nie wiem.
Już w Terespolu, na widok śniegu za oknem pociągu, cieszyłam się, że wracam. WRACAM. Wraca się do domu. Młoda nie mogła doczekać się babuszek z kurczakami w Brześciu ("Mamusiu, ale babuszki są dzisiaj młode!" - śmiała się). A ostatnią godzinę przed przedmieściami stolicy słyszałam tylko mantrę z górnej półki: "ja chcę do Moskwy, ja chcę do Moskwy".

Długi urlop w Polsce mam tylko jeden, właśnie zimowy. Wtedy staramy się odwiedzić wszystkich krewnych i znajomych  królika. Po ponad trzech latach okazało się, że więcej, niż połowę znajomych mamy... z Moskwy. Zdążyliśmy się polubić czy nawet zaprzyjaźnić w Rosji - czy uda nam się utrzymać znajomość w Warszawie? 

Maratony spotkaniowe jednak są bardzo męczące, fizycznie i emocjonalnie. Cieszymy się z Młodą na moskiewską rutynę. Boimy się powrotu na zawsze. Powrotu... do domu. 

środa, 9 stycznia 2013

Przeplatanka

Ja już pewnie pisałam, że Warszawa - a może Europa w ogóle - ma właściwy rozmiar. Wszystko jest dopasowane do ludzkiej postaci. Nie za duże, nie za małe. Weźmy takie lodowisko. Nasze dzielnicowe, ze sztucznie schładzanym lodem, jest wielkości tafli na tyłach szkoły Młodej. Przyzwyczajone do pełnowymiarowych boisk piłkarskich czy zalewanych parków z początku nawet ścigać się od bandy do bandy nie mogłyśmy, bo za mało miejsca. Ale odległość okazała się w sam raz, kiedy instruktorka za jedyne 35 pln od pyska kazała nam jeździć tyłem, robić beczki, przysiady, bociany, jaskółki i inne podstawowe kroczki, których nie znałyśmy - a o których ja osobiście zawsze marzyłam.

Czujecie? Godzina z instruktorką w Moskwie kosztuje... 120 pln.

niedziela, 6 stycznia 2013

Zimowe kino

Okres okołoświąteczny to dobry czas na oglądanie filmów. Toteż na nasz tradycyjny już sylwestrowy maraton filmowy wybraliśmy z mężem "Cara" Łungina. Mocne kino o konflikcie władzy i moralności, o obłędzie i świętości. Chociaż "momenty" były raczej niewłaściwe na szampańską noc, chyba, że ktoś lubuje się w BDSM. 

Skorzystałam też z okazji i obejrzałam Annę Kareninę - wcześniej, niż można to zrobić w Moskwie. Rosyjska premiera zapewne będzie huczna, z obecnością reżysera i gwiazd, a organizacja takiego wydarzenia musi potrwać. Polakom wisi, że ekranizację rosyjskiej powieści robią Amerykanie, więc tutaj taki rozgłos nie miałby sensu. A film fajny. Tłumacz (ten od polskich napisów) co prawda co najmniej dwa babole strzelił, ale nieistotne w gruncie rzeczy dla meritum. Można też było wybrać mniej znany skansen, niż na wyspie Kiży, żeby zilustrować rosyjską wieś, skoro na widokach Moskwy i Petersburga oszczędzano :D No i ten Wroński taki brzydki... grzechu nie wart absolutnie...

Tołstoj sam siebie w Annie Kareninie przedstawiał - Wroński to Tołstoj przed ślubem, oficer - wino, kobiety i śpiew, Lewin stara się żyć zgodnie z zasadami wyznawanymi przez Tołstoja w późniejszym okresie życia, i chyba ma jego rozterki. I ładnie to w filmie przedstawiono.