piątek, 23 grudnia 2011

I nawzajem!

Za kilka godzin wsiadam w pociąg do Polski - o tej porze po raz pierwszy od dwóch lat. A dla Was - kartka, słowa do której częściowo wymyślono w Spotkaniach Małżeńskich - a zdjęcie robiłam ja. I jestem z niego dumna :) Śnieg nie jest z fotoszopa!

wtorek, 20 grudnia 2011

Lodowisko na pl. Czerwonym 3

To już nasze trzecie wyjście na lodowisko na pl. Czerwonym. Potrzebowałyśmy trochę noworocznej atmosfery w bury grudniowy dzień. Na pl. Czerwonym spełniają się życzenia - rozszalała się śnieżyca :) Były tylko łyżwy, łyżwiarze, lód, wesoła muzyka (w tym m.in. "Kolorowe Jarmarki") - i my. Jakiś starszy pan skakał podwójne skoki i kręcił piruety. A my szalałyśmy, nie zważając na płatki śniegu, zalepiające nam oczy.

Półtorej godziny tej przyjemności kosztowało nas zaledwie 100 rubli (Młoda jeszcze bezpłatnie). Oferta ważna do końca roku :) W Nowym zapłacicie w weekend już 500, więc spieszcie się! Olbrzymia radocha gwarantowana!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

No to takie buty.

Mijałam je prawie codziennie w drodze do metra. Pyszniły się na wystawie, olśniewając kolorem, zachwycając wysokością, kusząc delikatnym haftem, przytupując obcasem. One naprawdę chciały być moje. I są!


Niech żyją walonki!

niedziela, 18 grudnia 2011

Do szopy, hej pasterze!

W polskiej szkole odbyły się jasełka. I o ile mam pewne zastrzeżenia co do działania naszej placówki edukacyjnej (np. zero informacji zwrotnej o postępach dziecięcia), o tyle muszę przyznać, że jasełka im wyszły. Biorąc pod uwagę fakt, że dzieciaki spotykają się raz w tygodniu, a próby nie mogą odbywać się kosztem wszytkich lekcji, efekt był niezły. Szczególnie fajne było wykorzystanie rosyjskich piosenek bożonarodzeniowych, nie tylko "Cichej nocy".
Młoda miała mieć solówkę na flecie pod koniec występu, ale pani reżyser (alias wychowawczyni klasy pierwszej i drugiej SP), w szoku chyba z ulgi, że jednak się udało, albo nie chcąc psuć ogólnego efektu (bo utwór dość trudny, nieco przerastający możliwości Młodej) zapomniała o tym. Młoda się nie bardzo przejęła, nie przepada za występami publicznymi i jej rola pasterza z czterowierszem wypowiadanym przodem do żłóbka (czyli tyłem do publiczności) całkowicie jej wystarczyła.
Po występie, ze względu na pewne niedociągnięcia organizacyjne, pasterze, zastępy anielskie, Święta Rodzina i królowie wraz z rodzicami musieli opuścić sale recepcyjne Ambasady i przenieść się do szopy, czyli świetlicy budynku mieszkalnego, która jest ohydna i pomieścić może w miarę wygodnie ze dwadzieścia osób. Stół do tenisa nakryty był śnieżnobiałym obrusem i zastawiony wigilijnymi daniami, nasz ulubiony ksiądz odczytał stosowny fragment z Łukasza, po czym... szybko się ewakuowałyśmy. 
Czasami żałuję trochę, żem kobieta pracująca, bo gdybym była Bogusławem Radziwiłłem... to bym to inaczej urządziła. Jako kobieta pracująca wdzięczna jestem jednak kobietom niepracującym za ich zaangażowanie i pomysłowość, bo bez nich szkoła zdecydowanie nie byłaby takim sympatycznym miejscem spotkań Polaków mieszkających w Moskwie, jakim jest teraz.

sobota, 17 grudnia 2011

Śpiąca Królewna na lodzie

Młoda nie wierzy już w Świętego Mikołaja. Wcale jej więc już nie zależy, żeby na przedstawieniu noworocznym pojawił się starzec z siwą brodą. Ważne jest widowisko.
Specjalistami od widowisk w Moskwie jest firma Stage Entertainment. Byłyśmy już na ich "Dźwiękach muzyki", "Pięknej i bestii" i "Dziadku do orzechów". Tegoroczny musical na lodzie "Śpiąca królewna" też miał być gwarantowanym hitem.
I był. 
A Młoda rośnie mi na krytyka teatralnego, który jest w stanie ocenić poszczególne elementy spektaklu. Bo o ile wcale nie podobała jej się treść (to taka dziewczyńska bajka, fuj, nic się w niej nie dzieje, tylko głupie wróżki tańczą dookoła głupiego niemowlaka), to wykonanie zrobiło na niej duże wrażenie. 
Na mnie też.
Muzyki Czajkowskiego reklamować nie trzeba, choć była twórczo przerobiona na musicalowe songi, do rocka włącznie. O talencie Iriny Słuckiej, 7-krotnej mistrzyni Europy, 2-krotnej mistrzyni świata, medalistki olimpijskiej, wiedzą wszyscy. Tatiana Tarasowa to legenda. Na hali olimpijskiej Łużnikow mieści się 11,5 tysiąca widzów, a na dzisiejszym przedstawieniu było może kilkadziesiąt wolnych miejsc (a grają to codziennie, w weekendy trzy razy dziennie, przez cztery tygodnie). Były żywe konie, akrobaci - na łyżwach! - jeździli m.in. na jednej ręce, były też akrobacje pod sklepieniem (również z łyżwami na nogach!), i elementy wykonywane przez pary i solistów sportowych łyżwiarstwa figurowego, które normalnie widzimy częściej na zawodach międzynarodowych, na przykład potrójne skoki.


Należy też wspomnieć o doskonałej organizacji i synchronizacji różnych służb. Od metra do areny lodowej co 30 sekund wyruszał miejski autobus (prowadzony przez Mikołaja), bilety na który można było kupić w pobliskich ruchomych kioskach. Sporo było widać policji, pilnującej porządku. W foyer hali widowiskowej co kilka minut ogłaszano, do kogo powinny się zgłosić zaginione dzieci i gdzie mają ich szukać rodzice. Po spektaklu w metrze natychmiast włączono dodatkowe schody ruchome, żeby nie tworzył się korek przy wejściu. A między autobusami i metrem ustawiono kilkadziesiąt tojtojek dla tych widzów, zwłaszcza małoletnich, którym się nagle przypomniało o naturalnych potrzebach :)
Szacun.

wtorek, 13 grudnia 2011

Lato będzie

Bardzo mądrze wymyślono obchodzenie Bożego Narodzenia w grudniu. Nie tylko ze względu na walkę z pogańskim świętem najkrótszego dnia w roku. W naszych warunkach klimatycznych Gwiazdka to jedyna rzecz, która ratuje przed zimową depresją.
Na obniżenie nastroju bowiem świetnie wpływa praca (taka z widocznymi efektami, jak mawiała Cesia Żak w Jeżycjadzie ), twórczość i muzyka. Bilanse i sprawozdania, sprzątanie chałupy, gotowanie, ozdoby choinkowe i "Last Christmas" w radiu doskonale pełnią swoją rolę. 

Gdyby nie wizja BN, żadna siła by mnie z łóżka nie zwlekła.

Kolejny antydepresyjny czynnik to konieczność wypełnienia planu urlopowego na nadchodzący rok. Przy pracowym ekspresie do kawy roztarczane są wizje wakacji - planowanych i odbytych. Wspominamy słońce i doświadczenie drogi. Marzymy o kolejnym, i bynajmniej nie jest to ośnieżona białoruska autostrada.

Ja wybieram się tu:
zdjęcie ze strony: http://mgnfinance.com
Zaczynam z Ałmaty, potem okolice jeziora Issyk-Kul w Kirgizji z wycieczkami do Biszkieku i Karakol. Jeśli ktoś z czytających te słowa (Kazasza?) ma pomysły, sugestie, może podzielić się doświadczeniem i know-how - komentujcie albo piszcie do kocianny na gazeta.pl. Bo Lonely Planet po Azji Środkowej dość trudno jest kupić.

P.S. Gdyby moi współwłóczędzy z Bajkału lub inni chętni rozważyli towarzyszenie nam i w tej wyprawie, może być fajnie - tyle tylko, że być może zabieram Nieletnią.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Pierniczenie i pierdoły

Zawsze mam problem z konkursem Blog roku. A raczej z kategorią. Bo konkurs ten odbywa się w zimie, kiedy ograniczam podróżowanie i zwiedzanie do minimum, z wiadomych względów. Zimą zajmuję się głównie pracami okołoświątecznymi, takimi jak pierniczenie i produkcja pierdół. Pierdoły te, choć my jesteśmy nimi zachwycone, nie mogą wszak pretendować do konkursu, bo wykonuje je miliony dzieciatych użytkowników internetu (coś z tymi bachorami robić trzeba, na dwór samych po ciemku szkoda ich wyrzucać).
Ttu efekty pierniczenia:
Stwierdziłyśmy z Młodą, że do pierników z posypką najlepszy jest lukier z cukru i wody, a do wyciskanych - z piany z białek i cukru. Pierniki z szybką, produkowane namiętnie w latach ubiegłych, zostały w tym roku odrzucone ze względu na trudności w dostępie do porządnych, twardych, kolorowych landrynek.
A tu pierdoła:
Szukałam, jak pomalować bombkę farbami witrażowymi, i zamiast tego wyszły mi bombki 3d. Fajna jest, co?

sobota, 10 grudnia 2011

Strach ma wielkie oczy

Miałam dziś zaplanowane od dawna wyjście. Poza ścisłym centrum, ale jednak nie na obrzeżach, no i musiałam tam się dostać metrem. Nie powiem, żebym wczoraj trochę nie schizowała, słuchając doniesień o sprowadzaniu wojska, zamykaniu młodzieży w szkołach itd.

Ale okazało się, że mój strach miał wielkie oczy. Tak, w metrze, jak zwykle, były patrole policji. Zawsze są. Tyle tylko, że dziś mieli na sobie kamizelki kuloodoporne. A w parku koło celu mojej dzisiejszej wycieczki był zaparkowany samotny mały autobus z zasypiającymi omonowcami. Zero korków. Cisza i spokój. 

Pod Kreml się nie pchałam, popatrzyłam sobie w TV.
Swoją sprawę załatwiłam.
Ulżyło mi.

czwartek, 8 grudnia 2011

Tancerka

Co to za dziecko? Tylko uprzejmie proszę bez imion, niektórzy cenią sobie resztki prywatności :)
PS. Wygląda tak dwa razy w tygodniu po godzinie! Ha!

środa, 7 grudnia 2011

Ciekawe, gdzie jest zima

Temperatura od miesiąca albo i dłużej oscyluje koło zera. Wczoraj było sześć. Plus sześć. Czasem sypnie drobny śnieżek, który znika łagodnie nie wiadomo kiedy.
Nie to, żebym za zimą tęskniła.
Ale czemu jej nie ma?

niedziela, 4 grudnia 2011

Wybory parlamentarne

Jako że głosuję w Wydziale Konsularnym Ambasady RP, a nie w szkole mojego dziecka, to data wyborów niewiele mnie obchodziła. Aż do zeszłego czwartku.
Wówczas bowiem odbywało się zebranie z rodzicami.
I wówczas własnie poinformowano tychże rodziców, żeby w związku z niedzielnym głosowaniem zabrali swoje pociechy z placówki edukacyjnej w piątek najpóźniej o godz. 15, bo, cyt. "trzeba przygotować szkołę". Jak również, że w poniedziałek pełniony będzie jedynie dyżur świetlicowy, bo "trzeba posprzątać szkołę".
Gdybym miała gwarancję, że podczas tego dyżuru wychowawca skupi się na moim dziecku, popracuje nad tym, co sprawia jej problemy, zorganizuje ciekawe zajęcia - ale nie, gwarancję mam raczej tego, że Młoda będzie oglądała amerykańską kreskówkę na słabej jakości sprzęcie. I że będzie siedziała w budzie praktycznie sama od 8 do 17.
Rodzice miejscowi byli bowiem przygotowani na taką ewentualność. 
Ja nie.
Na szczęście, okazało się, że mam jeden niewykorzystany dzień opieki. Więc jutro będziemy z Młodą wagarować :)

A to nasza wagarowa produkcja: