wtorek, 29 maja 2012

Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie



Gdzieś między gośćmi a wyjazdami, między pieczeniem chleba i pieczeniem tortu, pociągiem z zachodu i na zachód, między wieżą z klocków a latawcem... moje dziecko przybliżyło się do Pana Boga.

0_5d33_1a0bee48_XL.jpg -
www.catedra.ru
W tym roku polskich dzieci po raz pierwszy do Komunii w katedrze moskiewskiej przystąpiło kilkoro. To między innymi dlatego zależało mi tak bardzo na wczesnym, bądź co bądź, przystąpieniu do sakramentu 7-letniej Młodej. Bo w mojej warszawskiej parafii sprawa wyglądałaby jeszcze gorzej niż tutaj, kiedy pogubiłam się wśród paru zaledwie gości, kiedy wszystko robiłam w nerwach i w biegu, kiedy omal nie zagubiłam tego, o co w tym wszystkim chodzi. Mam tylko nadzieję, że mój brak zainteresowania nie doskwierał zbytnio dziecięciu, którym zajmował się przecież i tatuś, i chrzestny, i dzielni dziadkowie, którzy spędzili 36 godzin w pociągach, żeby być z nami przez weekend.

A uroczystość była kameralna, bardzo spokojna, sympatyczna i podkreślająca przejęcie odpowiedzialności za swoje postępowanie przez nowych (i ubiegłorocznych) komunikantów. To oni czytali, śpiewali psalmy, szli w procesji z darami, odmawiali modlitwę wiernych. To oni byli gospodarzami swojego święta.

poniedziałek, 28 maja 2012

Pejzaże z kory brzozowej



W Nowosybirsku odbywał się akurat jarmark sztuki użytkowej, na którym wystawiali się lokalni artyści. Zakochałam się w pewnym kawowym konisiu, ale konisia spróbuję może kiedyś zrobić sama, natomiast na pewno nie uda mi się zrobić takich cudeniek z kory brzozowej, jak tej pani. Pani ma dobre gadane, bo kiedy podeszłam do stoiska, natychmiast zaczęła opowiadać o swoich pracach, o właściwościach brzozy, o psychologii człowieka... w efekcie zapłaciłam całkiem sporo za nieduży brzozowy obrazek.

www.art16.ru
Ale brzoza... ma całe mnóstwo fenomenalnych właściwości. Bardzo zdrowy jest sok brzozowy do picia. Z kory robiło się łapcie - buty, które były lekkie, ciepłe i wygodne, wyplatało się koszyczki i sporządzało kanki na mleko, w których mleko nie kisło przez cały tydzień. Zapisane zwoje brzozowe znajdywane przez archeologów są w bardzo dobrym stanie mimo wieluset lat, które przeleżały w ziemi. Bania nie istnieje bez brzozowego drewna i brzozowych witek do okładania się.

A Lubow Kartawina potrafi zobaczyć w korze brzozowej kawałeczek tajgi, wzgórze, jezioro, ścianę domu czy Chrystusa Ukrzyżowanego. 


niedziela, 27 maja 2012

Serce Syberii

Będzie nie po kolei, bo przerasta mnie chwilowo przeglądanie zdjęć i porządkowanie wrażeń. 
A najprzyjemniejsze wrażenia w ciągu ostatnich dwóch tygodni wywołał we mnie Nowosybirsk - czyli stolica Syberii.
Miasto, które powstało z niczego, i zaledwie w ciągu kilkunastu lat osiągnęło 1,5 mln mieszkańców. Swoje narodziny i rozwój zawdzięcza kolei transsyberyjskiej - to tutaj zbudowano pierwszy most przez olbrzymi Ob. Kolej budowano w nieprawdopodobnym wręcz tempie ponad 600 km rocznie (ile w XXI wieku zbudowano w Polsce autostrad?), posługując się piłą, kilofem i siłą ludzkich mięśni. Nowonikołajewsk też rozwijał się błyskawicznie, uzyskując w ciągu paru lat prawa miejskie i zamieniając się w prężny ośrodek handlowy, kulturalny, a po przejęciu władzy przez "lud" - również naukowy. W Nowosybirsku powstało pierwsze "Miasteczko Akademickie", w którym uczonym zapewniano podobno doskonałe warunki do pracy.

Miasto, któremu przewodnik Pascala poświęca jedną stronę, a Wikipedia wymienia trzy zabytki, robi ogromnie pozytywne wrażenie. Zaczyna się już od lotniska - w ciągu ostatnich kilku lat oddano w Rosji sporo nowiutkich i błyszczących portów lotniczych, po drodze do centrum mija się lśniące centrum wystawiennicze, potem dotrzeć można do jednej z dwóch linii metra i pokonać Ob metromostem. Centralna ulica - Krasnyj prospekt - wysadzana jest drzewami, i cała zbudowana jest w moim ulubionym klimacie konstruktywizmu: formy proste i bardzo funkcjonalne, a jednocześnie ładne. Centrum przechrzciliśmy na plac im. Nokii, ze względu na reklamę będącą jego dominantą, ale oficjalna nazwa to, oczywiście, pl. Lenina. Lenin i paru towarzyszy wykrzykują coś, stojąc plecami do Teatru Opery i Baletu, a po pomniku jeździ sobie młodzież na bmx-ach, rolkach i deskorolkach. Architektura teatru swoją poetyką przypomina nieco Halę Ludową we Wrocławiu, choć projekt kończony był już po wojnie i wystrój ma już typowo socklasycystyczny.


Obłaziłam cały Krasnyj z przyległościami, zaliczając oczywiście przepiękny dworzec (w którym nie wolno fotografować), pojeździłam metrem, byłam też w nowosybirskim ogrodzie zoologicznym - nie zoo, bo to właśnie ogród jest tam ważniejszy, niż zwierzaki. Zwierzaki, swoją drogą, ciekawe, i warunki mają całkiem, całkiem, ogród bierze udział w programie ratowania tygrysów ussuryjskich przed wyginięciem i tygryski mają gdzie pobiegać.

Podobał mi się też zabawny pomnik sygnalizacji świetlnej i przesympatyczne napisy w hotelu, świadczące o dużym poczuciu humoru nowosybirczan.

Jest to zdecydowanie miejsce, do którego chce się wracać. Pewnie nie bez znaczenia był fakt, że czas spędzałam w towarzystwie inteligentnego dżentelmena, który umie słuchać i nie dawał po sobie poznać, że przeszkadza mu moje nieokiełznane gadulstwo, i że robiłam tam prawie wszystkie rzeczy, które uwielbiam robić, łącznie z chodzeniem do teatru. Bilety przyszły do mnie same, okazały się bardzo tanie, a Gisel w wykonaniu nowosybirskiego baletu była zdecydowanie lepsza, niż ten sam tytuł oglądany przeze mnie w Moskwie. Nie mówiąc o "Obrazkach z wystawy" Musorgskiego, które skojarzyły mi się bardzo jednoznacznie i wywołały nieco frywolny nastrój... zmieciony natychmiast przez kantatę "Aleksander Niewski" Prokofiewa. Kantata w swej monumentalności genialnie pasowała do budynku, w którym była grana, i do całego miasta.

Polecam, bardzo polecam.

P.S. W Nowosybirsku za momencik rozpocznie się festiwal polskich filmów - bardzo ciekawa impreza z samymi nowościami...

poniedziałek, 21 maja 2012

Dzieje się

Dzieje się tyle, że nie mam czasu do bloga zajrzeć - ja, jego autorka! Przez ostatnie parę dni nie wiedziałam, w co ręce włożyć, i jak zrobić tak, żeby każdy dostał potrzebną mu dawkę uwagi i troski. Jak zwykle, z wieloma rzeczami przesadziłam, wiele rzeczy robiłam zakręcona jak chiński termos - czyli np. udałam się w miasto i rozdzieliłam opiekunów wycieczki... bez telefonu i kluczy od domu. Opiekunowie się pogubili, wycieczki też, nabiegałam się jak głupia w poszukiwaniu budki telefonicznej (budki są, tylko kart do nich nigdzie kupić nie można, a z budki na monety stosunkowo trudno jest zadzwonić na numery międzynarodowe). Krótko mówiąc zarżnęłam kolejnych gości.

Ważna dla mnie nauczka i doświadczenie: muszę brać pod uwagę, że Moskwa jest DUŻA i BARDZO MĘCZĄCA. Muszę uprzedzać o tym gości i sama o tym pamiętać, planując wycieczki. Bo inaczej wszyscy są nieszczęśliwi.


A za jakiś czas będzie relacja z Komunii i... z parady jeszcze z 9 maja! - i z paru fajnych miejsc, które uda mi się, miejmy nadzieję, zobaczyć.

wtorek, 15 maja 2012

Po co się mają rozczarowywać?

W najbliższym czasie oczekuję najazdu Hunów. Logistyka gra i buczy, nastroje po stronie Hunów... nieodgadnione, ale zadają zastanawiające pytania. Podzieliłam się z Polską Koleżanką wrażeniami, a ta pokazała mi tapetę w swojej komórce. Tapeta przedstawiała przepełniony śmietnik na pobliskim podwórku.

- Wiesz, kochana, obok dwunastu chłopa malowało płotki otaczające trawniki z rabatkami - tłumaczyła Koleżanka - ale po co mam podejmować się niewdzięcznego zadania i rozbijać cudze stereotypy? Jak się mnie pytają, jak jest w Moskwie, to pokazuję im ten śmietnik. Wszyscy są szczęśliwi - oni są utwierdzeni w swoim zdaniu, ja mam w pamięci te rabatki :) 

Chleb komunijny

Zgłosiłam się, że takowy upiekę, choć bladego pojęcia nie miałam, jak. Chleb piekła do tej pory moja maszyna, ograniczając moją rolę do wsypania składników. Pomyślałam jednak, że uformowanie bochenka i włożenie go do piekarnika nie przekracza moich możliwości i... zapragnęłam wyzwania. Chciałam, żeby chlebek zdobieniami przypominał nieco korowaje, i, wspomagając się obrazkami z wyszukiwarki, stworzyłam takie coś:


Chlebek był eksperymentalny, i nic to, że nieco się przypalił :) Pójdzie teraz do zamrażalnika czekać na swój wielki dzień, a ja jeszcze pomyślę, który to będzie dzień. Bo w rzeczywistości pieczywko wcale nie jest tak ciemne, jak na obrazku!

Noc w muzeum

My sobie będziemy słodko spać przed Bardzo Ważnym Dniem, ale kto w Moskwie mieszka, niech skorzysta z nocy muzealnej. Dla dorosłych sobie wyguglacie (albo wyjandeksujecie), a zestawienie propozycji dla dzieci jest tu. W tym roku z przyczyn obiektywnych nie pójdziemy, ale w przyszłym - na pewno się wybierzemy! O ile mi kontrakt przedłużą :D

piątek, 11 maja 2012

Zbliża się Komunia

Już za kilka dni moję dziecię przystąpi do Pierwszej Komunii. Nie udało nam się przekonać rodziny i chrzestnych, żeby ograniczyli się do sfery duchowej i podarowali dziecku krzyżyk, Biblię i ińsze pamiątki, a także swoją obecność. Mogłam sobie na taką fanaberię pozwolić, jako że polskich komunikantów jest czworo, a ich rodzice zdecydowali się na uroczystość w Moskwie ze względu na zbieżność poglądów z moimi. Pozostałe jadą na Ojczyzny łono, zostają tam na wakacje, a do września o prezentowej licytacji zapomną.

Sugestia, że powinnam dziecięciu sprezentować dzienniczek św. Faustyny przekonała mnie jednak, że to w końcu Młodej święto, i niech ona się cieszy po dziecięcemu. Nowe rolki i hulajnogę i tak bym musiała kupić, a może weselej się na nich będzie jechało w drodze do Pana Boga.

Przed tym ważnym wydarzeniem trzeba było też swoje relacje z Nim uporządkować, udałam się więc w tym celu do najbliższego konfesjonału. Że to w czasie polskiej Mszy było, klękałam na pewniaka, a usłyszawszy "слушаю", zapytałam pro forma, czy można po polsku. Można. Powiedziałam, co mnie gryzło, czekałam, aż się gromy posypią, a ksiądz... baaardzo ogólną formułkę po rosyjsku wypowiada, pokutę zadaje w formie międzynarodowej, żebym na pewno zrozumiała, i rozgrzeszenia udziela.

Ja wiem, że ta spowiedź jest ważna. Przeżycie było całkiem miłe, nie powiem, że nie poczułam ulgi, mój stały spowiednik dość wymagający jest. Ale i odpowiedzialność spora, bo ja nie jestem pewna, że gotowa jestem do pracy własnej bez przewodnictwa duchowego. Zbyt jeszcze niedawno wróciłam do Kościoła.

Muszę o tym opowiedzieć Młodej. Bo to mi namacalnie uzmysłowiło, po co ta spowiedź naprawdę jest i jak mam przygotować do niej dzieciaka. 


Religia jest dla mnie sprawą intymną i staram się tego tematu unikać, ale tym akurat doświadczeniem chciałam się podzielić. Pewnie nie każdy ekspata czy emigrant ma luksus posiadania polskiego kapłana w bezpośredniej bliskości, nie każdy też czuje się komfortowo zmagając się z obcym jezykiem w osobistych sprawach. Jeśli jesteście wierzący... jak sobie radzicie?

poniedziałek, 7 maja 2012

Znów ktoś za mnie zmywa naczynia

Mój styczniowy post o zbliżającym się powoli końcu pobytu odniósł chyba skutek, bo znów odwiedzili nas goście (hurra! trzeci raz goście przez trzy lata!). Goście otwarci, ciekawi świata i samodzielni (tu macie mapę, tu macie plan metra, tu macie klucz od chałupy, a my wracamy do swoich zajęć).
Goście zgłaszają dysonans poznawczy.
Albowiem ponieważ obraz Rosji w głowie przeciętnego Polaka, a nawet Polaka nieprzeciętnego, tylko wykształconego i o szerokich horyzontach, obraz kształtowany m.in. przez media, różni się znacząco od tego, co ten Polak widzi po wylądowaniu na Szeriemietiewo.
Bo widzi cywilizację, zasadniczo dosyć dobrze rozwiniętą. Zwiedzanie stolycy robi się nudnawe, bo oczekiwał człowiek dzikiego wschodu, a ma w gruncie rzeczy to samo, co w innych krajach europejskich, pewne rzeczy są bardziej badziewne, niż gdzie indziej, a pewne fajniejsze, ale szoku cywilizacyjnego człowiek nie doznaje. Życie w Moskwie, przynajmniej na powierzchni, dla turysty czy ekspaty, nie różni się znacząco od życia gdzie indziej w Europie. Doznaje się pewnego rozczarowania, bo po powrocie nie można podzielić się niesamowitymi wrażeniami, może poza tym, że to jednak duże miasto jest.

"No i nie wiem, która Moskwa jest prawdziwa" - skarżą się Goście. Czy ta lukrowana, dla turystów, czy ta przedstawiana w polskiej TV?

wtorek, 1 maja 2012

Brzoza - kontynuacja

Zielono mi, pisałam parę dni temu?
I nic mi zielonego we łbie nie zaświtało, nie namyślając się wiele zabrałam moją astmatyczkę do Srebrnego Boru na majówkę i posadziłam centralnie pod brzozą na piknikowym kocu.
Koncentracja, na którą reagują alergicy w Polsce, to 80 jednostek na m3.
300 jednostek to wysokie stężenie.
Maksimum z ubiegłorocznej wiosny w Moskwie to 2500 jednostek.
Dzisiaj było 21 000. Dwadzieścia jeden tysięcy cząstek pyłku brzozy w metrze sześciennym powietrza. Zwykle tyle jest przez cały sezon pylenia łącznie.

Mamy w domu obturacyjne zapalenie oskrzeli, już opanowane, na szczęście.