piątek, 30 marca 2012

Mokre marcowe wieczory

W taką pogodę najlepiej schować się pod miękkim kocem z aromatyczną Earl Grey i książką, pilnując, by nie wyglądać przez okno, żeby się nie zdołować. Książki czytałam, jak zwykle, trzy albo cztery jednocześnie, w zależności od nastroju i nośnika, który miałam pod ręką, i doszłam do nastęujących wniosków:

- nie wiem, po jaką cholerę katuje się niedorostki w szkole tzw. wielką literaturą. Oczywiście, świetnie czytało się przygody miłosne Nataszy i Piera Biezuchowa w wieku 16 lat, ale o co chodzi w "Wojnie i Pokoju" i dlaczego to dzieło wybitne, zrozumiałam dopiero teraz. A czytałam byłam ze cztery razy.

- z drugiej jednak strony, po takim dziele wybitnym widzi się od razu niedoskonałości dzieł niewybitnych, i może po to się właśnie te niedorostki katuje. Bo "Astrowitianka" Nika Gorkavego, o którym wspominałam po wizycie w planetarium, to gniot natchnionego naukowca. Postacie są jednowymiarowe, główna bohaterka bez pardonu rozwala wszelkie autorytety (tak dla zasady - skoro jesteś starszy, to jesteś zramolały staruch), a akcja pasuje bardziej do gry komputerowej, niż do powieści. Co do "ukrytych walorów dydaktycznych", to są one bardzo głęboko ukryte. Autor jest astrofizykiem, więc o matematyce nieeuklidesowej, fizyce kwantowej i takich tam pisze językiem dla mnie kompletnie czarnomagicznym, ufając, że inteligentna młodzież go zrozumie, a o innych dziedzinach nauk - teoretycznie równie, jak matematyka, ważnych w powieści - pisze truizmy, które w polskich szkołach "przerabiane" są jeszcze w podstawówce, no, może w gimnazjum. I które już "za moich czasów" nie były żadną nowością. I w ogóle prezentowana przez niego utopia mogłaby zachować choć pozory realności. W każdym razie - śmietnik nie wart bitów na czytniku.

- absolutnie byłam zaskoczona książką Danuty Wałęsowej, i łączyła mi się ślicznie z "Wojną i pokojem", a raczej z pamiętnikami Sofii Andriejewny. Niewiele się zmieniło przez sto lat w kwestii życia z Osobą Wielką i poświęcania własnej rodziny dla dobra ludzkości. Rzecz jest zwięzła (wbrew objętości) i lekko się czyta.

- fajnie się czyta Biblię na chybił trafił, zadając wcześniej pytanie. Można uzyskać niezwykle konkretne odpowiedzi.

środa, 28 marca 2012

Teatr dla dorosłych 1

Pozbywszy się dzieciaka postanowiłam pochodzić trochę na spektakle dla dorosłych. Wszystkie, na które mam bilety, przeznaczone są dla ludzi od lat 18, o czym informuje się wielkimi literami :)

Pierwszy obejrzałam byłam na scenie teatru Majakowskiego. Nazywał się "Wszystko o mężczyznach". Nie, nie było to o tym, jak usidlić samca w celu łożenia na nasze utrzymanie. Było o stosunkach między braćmi, między synami i ojcami, o miłości, o zdradzie, o przyjaźni. Reklamowano to jako komedię, ale komedyjne były tylko sceny z gejami (i podejrzewam, że mogło to być dość obraźliwe dla gejów). Sceny męskiego stripteasu wzbudziały (i miały wzbudzać) współczucie dla bohaterów spektaklu.

I chyba mi się nie podobało, choć być może związane to było głównie z zamieszaniem przed spektaklem - ponieważ nie sprzedano wszystkich biletów, wyłączono z użycia drugi balkon, i ludzie z miejscami na drugim balkonie szukali wolnych miejsc niżej, co nie było proste i oczywiste. Nie porwało mnie jakoś trzech facetów wcielających się w role przyjaciół, rodziny, gejów i pracowników rozrywki. Nie rozumiałam, o czym oni do mnie mówili....


wtorek, 27 marca 2012

Wystawa mody ZSRR w Caricyno

To jest wystawa czasowa, nie należy więc zwlekać. 
Pokazano suknie, dodatki, flakoniki od perfum, puderniczki, strony z magazynów mody - od lat dwudziestych do pieriestrojki. Większość pochodzi ze zbiorów Wasiliewa - historyka mody i architekta wnętrz, właściciela olbrzymiej kolekcji, elementy której wypożyczane są chyba na wszystkie tego typu wystawy. Ma podobno muzeum w Moskwie otworzyć :) Wasiliew wraz ze swoim czerwonym szaliczkiem znany jest zresztą z popularnego programu "Modny wyrok", z serii "jak Kopciuszka zamienić w księżniczkę". Część eksponatów pochodzi z muzeum Galiny Ułanowej, i tych nie wolno było fotografować.

Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się, do jakiego stopnia spójne są okresy artystyczne, do jakiego stopnia łączy się literatura, muzyka, i w ogóle sztuka szeroko pojęta - w tym moda. Oto lata dwudzieste i trzydzieste, konstruktywizm w architekturze, prostota i surowość form - geometryczne wzory na sukienkach, minimalistyczne fasony. Stalinizm - kobieta pracująca nie ma czasu na fatałaszki, jeśli usiłuje być modna, znaczy - ma za dużo czasu, znaczy - nic nie robi, znaczy - truteń społeczny (a za to wysyłano do łagrów). Wojna, watowane ramiona, damskie płaszcze przerabiane z szyneli, trofiejne toalety. Odwilż, New Look, Maja Plisieckaja jako pierwsza kobieta radziecka w Vogue, wystawa Diora - pierwszy pokaz mody zagranicznej od 1919 roku. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, Anna Herman, Maryla Rodowicz, Zbyszek Cybulski, Beata Tyszkiewicz, Barbara Brylska - i sklepy Mody Polskiej, cenione jako powiew z Zachodu. A później suknie rodem z Dynastii...


Kolega reklamował mi wystawę tak: "wiesz, trudne czasy, suknie z firanek..." - nic z tych rzeczy. Większość eksponatów noszona była niegdyś przez aktorki, śpiewaczki, żony kierownictwa partyjnego. Kilka sukien podarowała na przykład Natalia Durowa, bardzo znana treserka i artystka cyrkowa. Zdecydowanie nie były to stroje codzienne. Codzienne zobaczyć można było na zdjęciach modelek i... na filmach, puszczanych w zakamarku udającym salę kinową. Filmy zawierały jakieś wątki mody, i dzięki temu w domu później obejrzałam sobie słodką komedię romantyczną "Dziewczyna bez adresu" z 1957 roku. Tytułowa dziewczyna przez parę tygodni pracowała na pokazach jako "młode kadry" :)

Polecam wystawę, polecam też w ogóle muzeum w odbudowanym pałacu w Caricyno. Warto spędzić w nim trochę czasu. Wchodzi się doń przez niepozorny szklany budynek, a pod ziemią rozciąga się olbrzymia przestrzeń, mieszcząca kasy, szatnie, obszerną kawiarnię (dobre ciastka dają) i doskonały sklep z pamiątkami. Przestrzeń ta łączy Pałac z Domem Chlebowym, które na powierzchni stanowią zupełnie odrębne budynki. Obydwa mieszczą sale muzealne z wystawami stałymi i czasowymi, i sale koncertowe - ja do zwiedzania musiałam chodzić bocznymi korytarzykami, bo właśnie odbywał się koncert "Wieczór w operze". 

poniedziałek, 26 marca 2012

Wiosna w Moskwie

Astronomowie twierdzą, że przyszła 5 dni temu.
Wczoraj wybrałam się na spacer.
Hahahaha.


niedziela, 25 marca 2012

Wolność rządzi!

... miałam zakrzyknąć po odprowadzeniu Młodej na pociąg do Polski. Wolność rządzi!, miałam się ucieszyć, zagrzebując się w poduszkach z piwkiem i pizzą, i z fajnym filmem. Wolność rządzi, i zero sprzątania przez najbliższe 10 dni...
Ale zamiast wznosić radosne okrzyki, gapię się smętnie w monitor i zastanawiam się, co robi teraz moje dziecko i dlaczego ja się wcale nie cieszę, że jej nie ma obok mnie.

sobota, 24 marca 2012

Muzeum Lodu w Sokolnikach


Przerośnięta zamrażarka z lodowymi figurami to było jedno z pierwszych miejsc, które zwiedziłam w Moskwie. Tamtą lodówkę zamknięto na rekonstrukcję. Zupełnie przypadkiem, w parku Sokolniki będąc, trafiłam na drugą. Równie ciekawą. Nieco bardziej eklektyczną, bo w tamtej rzeźby poświęcone były bajkom ludowym, a w tej tematy były różne. Najbardziej spodobało mi się lodowe mieszkanko z wielkim łożem, wymoszczonym owczymi skórami, z toaletką, stołem, barem i kominkiem. Super!
I stanowisko pracy: piła mechaniczna i żelazko.

sobota, 17 marca 2012

To nie fair!

Budzę się w swoim warszawskim łóżku (miło mieć swoją szczoteczkę, swoją piżamę  i ulubioną podusię w miejscu, które odwiedza się może sześć razy w roku), tak więc budzę się w swoim warszawskim łóżku maksymalnie wyspana o godzinie siódmej (ach, ta różnica czasu!) i co widzę? Co widzę, pytam się? Widzę słońce, wysoko już nad horyzontem, a raczej nad otaczającymi nas blokami. Wstało znacznie wcześniej, niż ja, żebym mogła pławić się przez chwilę w jego promieniach, ładując akumulatory życiodajnej energii.

W Moskwie o 7.30... dopiero zaczyna się szarówka, wypełzam niechętnie z legowiska i wywlekam dzieciaka. W pochmurne dni latarnie uliczne gasną tuż przed naszym wyjściem z domu.

O tym, że na wale wiślanym kwitnie forsycja, a rzeka Moskwa wciąż skuta lodem już nie wspominam.

To niesprawiedliwe!

piątek, 16 marca 2012

Różnica temperatur

Kiedy wychodziłam dziś z domu, na wskaźniku temperatury zainstalowanym w mojej przeglądarce było -14.
Wieczorem lecę do Polski, a kiedy będę wsiadać w samolot powrotny - wg zapowiedzi pogodynek będzie +17.
Lecę de facto na weekend, więc bagaż biorę tylko podręczny.
Jak w tej sytuacji rozwiązać sprawę długich kozaków na futrze, niezbędnych do dotarcia na Szeriemietiewo?

środa, 14 marca 2012

Długie zimowe wieczory

W marcu wieczory zdecydowanie nie są już długie, Młoda wczoraj do 19.45 śmigała po dworze i nie mogła uwierzyć, że już tak późno i za godzinę ma zmykać do łóżka. Zima jednakowoż nie chce odchodzić, niezależnie od naszych sztuczek magicznych typu zmiana tapety w komputerze i ozdób wieszanych na gałęzi w przedpokoju. Śnieżynki zostały usunięte, lada chwila naprodukujemy papierowych kwiatków, należy też machnąć parę wydmuszek. Zima ma to w nosie, śnieżynki na dworze latają jak oszalałe, zawieje i zamiecie czasem puszczają na parę minut słońce, a potem znów straszą ludzi, meteorolodzy co jakiś czas przesuwają zapowiedzi temperatury powyżej zera o kolejny tydzień. 
Kiedy pogoda jest iście jak w Kieleckiem ;), nie pozostaje nam nic innego, jak układać puzzle.
Na przykład takie:

P.S. Ogłaszam zaprzyjaźnionym mieszkańcom stolycy: idę na "Hamleta i punkt G" 3 kwietnia (idzie ktoś ze mną?), a 21 marca składam zamówienie w wiadomym sklepie wysyłkowym. Szczegóły na maila albo przez telefon.

wtorek, 13 marca 2012

Klasztor św. Daniela

Daniłowski monaster (tuż obok metra Tulska) nie jest dziś bardzo ciekawy z punktu widzenia architektury. Mury i wieże, pełniące funkcje obronne, nie odróżniają go specjalnie od innych moskiewskich klasztorów, a cerkwie z XVII i XIX wieku też widziałam ładniejsze. 
Jest to jednak pierwszy klasztor na tych ziemiach, których historia sięga IX wieku... Okolice monasteru zajmowała najstarsza osada w obrębie dzisiejszej Moskwy, a Kreml, który znajduje się pięć wiorst dalej, powstał znacznie później, niż tutejsza wioska.

Księstwo Moskiewskie dostał przy podziale ojcowizny książe Daniel, syn Aleksandra Niewskiego. W odróżnieniu od wojowniczego ojca był on człowiekiem łagodnym, konflikty zażegnywał przy pomocy dyplomacji, a nie siły, w walce brał udział tylko raz, a zatrzymanego wówczas jeńca traktował z najwyższą atencją, jak drogiego gościa. Jego część schedy po ojcu była słaba i uboga, ale udało mu się rozpocząć okres jednoczenia się Rusi i uzyskać tytuł księcia najwyższego. Przed 1282 rokiem założył też klasztor męski, któremu nadał imię swojego patrona. Biorąc to wszystko pod uwagę, a także pamiętając, że ciało jego nie zostało dotknięte rozkładem po śmierci, Cerkiew Prawosławna ogłosiła go świętym. Szybko zresztą potwierdził jej decyzję, dokonując na terenie klasztoru licznych uzdrowień i innych cudów. 

Klasztor przechodził różne koleje losu, opuszczano go i zasiedlano na nowo aż do 1930 roku, kiedy został zamknięty - już jako ostatni w mieście - przez nowe władze, a bracia zostali rozstrzelani. Grube mury i solidne budynki pozwoliły założyć tu poprawczak, chłodne cerkwie świetnie nadawały się na magazyny. Dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych Cerkiew Prawosławna odzyskała tereny z ruinami niemal doszczętnie zniszczałego monasteru.

Dziś oprócz świątyń, cel zakonników, obowiązkowej piekarni, pomieszczeń dla pracy duszpasterskiej - klasztor mieści także siedzibę Patriarchy Kiriłła, a w "cerkiewnych ławkach", czyli kioskach z przedmiotami kultu można kupić sympatyczne obrazy, przedstawiające scenki rodzajowe z udziałem Kiriłła w roli niemalże świętego...

poniedziałek, 12 marca 2012

Smażone ziemniaczki z arbuzem

Korzystając z faktu, że szkoła Młodej odrabiała wolny piątek w niedzielę, a ja nie, oddałam dziecko placówce edukacyjnej, a sama poszłam się poszwendać. Jako cel szwendania wybrałam sobie okolice metra Tulskaja: raz, że mają tam arcyciekawy klasztor z XIII wieku, dwa, że mają tam fajne miejsca do robienia zakupów, trzy, że na tej stacji odbywa się część akcji "Metro 2034", która to książka mocno mnie wciągnęła.
O książce i klasztorze będzie później.
A teraz będzie o Daniłowskim rynku
Rynek kojarzy mi się z bazarem pod otwartym niebiem, raczej brudnym, raczej tłocznym, raczej hałaśliwym. Nie wiem, jak wygląda Daniłowski rynek w "godzinach szczytu", ale późnym rankiem roboczej niedzieli przypominał bardziej luksusowy supermarket, niż plac targowy. Tylko ceny były takie bardziej przyzwoite, niż w Azbuce Wkusa :)
Weszłam do hali i nie wiedziałam, w którą stronę mam patrzeć. Wszystko było takie kolorowe i takie piękne! Tuż obok mnie wznosiły się różnobarwne góry owoców, misternie ułożonych w skomplikowane piramidy. Nieco dalej przyciągały wzrok kosze z suszem i orzechami we wszystkich możliwych kolorach, a za nimi wznosiły się wydmy przypraw. Żałowałam ogromnie, że nie doleczyłam zatok, bo wszystko to musiało pachnieć niesamowicie.
W centrum hali sprzedawano mięso, smakowicie ułożone w lodówkach, przy czym rzeźnicy, obrabiający półtusze tuż obok, nie patyczkowali się zbytnio i nie drobili zwierzątek na kilogramowe kawałeczki. Oczywiście, można było o taki kawałeczek poprosić, ale jeśli ktoś chciał kupić pół świniaka w całości, to nie miał najmniejszego problemu.
W innych lodówkach pyszniły się ryby. Nie zdziwiłabym się, gdyby można tam było kupić endemicznego bajkalskiego omula, ale łososie, węgorze, jesiotry i jeszcze mnóstwo innych, których nazw nie kojarzę, wraz z wiaderkami kawioru robiły olbrzymie wrażenie. 
Podobnie fascynujące było stoisko z mlekiem i z kiszonkami. 
I wszystkiego, absolutnie wszystkiego można było spróbować, i wszystko, absolutnie wszystko wydawało się tam tak smaczne i świeże! I choć nie planowałam żadnych zakupów, to wyniosłam z rynku nitki jakiegoś dziwnego (pysznego) sera, spory pojemniczek twarogu, a pani od kiszonek w ogóle była jakąś czarownicą, bo kiszonek nie lubię, oparłam się więc kiszonej czeremsze i liściom winogron i kiszonym grzybom, ale do mojej torby trafiły:
- kiszone ogórki
- kiszone pomidory
- kiszone jabłka
- i kiszony arbuz!

Arbuz smakuje jak ogórek, tylko nie chrupie. Na obiad miałam więc smażone kartofelki - z arbuzem.

sobota, 10 marca 2012

Rubinowy wtorek

W piątek poszłyśmy z dobrą paczką do teatru Luny. Czytałam wiele pozytywnych recenzji o jego spektaklach, słyszałam, że to teatr ciekawy (i że nie są to przedstawienia ze staruszkami o staruszkach dla staruszków), i że warto tam pójść. Więc nieco sama dla siebie nieoczekiwanie zgodziłam się dołączyć do paczki i obejrzeć Rubinowy wtorek, czyli Lot nad kukułczym gniazdem. 
Wyszłam zachwycona. Sam teatr odrobinę przypomina warszawską operetkę (tak samo klaustrofobiczne foyer), ale na widowni było sporo miejsca. Minimalistyczne dekoracje nie przytłaczały. Aktorzy (poza pielęgniarą, która się starała, ale jakaś zbyt miła była) byli fenomenalni i bardzo przekonywujący. A spektakl... był lekki, mimo całej powagi tematu. I oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

Postanowiłam tam wrócić, i przejrzałam pobieżnie repertuar. Młodej powinna się spodobać Mary Poppins, a ja z całą pewnością zdecyduję się na klasykę w nietradycyjnym wykonaniu. Dla samego tytułu. 
A brzmi on: "Hamlet - punkt G".

W Warszawie do teatrów nie chadzałam. A w Moskwie... należy to do dobrego tonu. I ogromnie się z tego cieszę. Mam nadzieję, że wejdzie mi to w nawyk i że po powrocie do kraju z tego nie zrezygnuję.

wtorek, 6 marca 2012

Co odróżnia czlowieka od świni?

- Co różni świnię i człowieka? - pytała Natalia Andriejewna, podchodząc do grupy zwiedzających - Co różni świnię i człowieka? Kręgosłup ludzki umożliwia mu zadarcie głowy do góry! - unosiła po kolei podbródki dzieci - My, ludzie, możemy spojrzeć w niebo!

- Gwiezdny chłopczyku, spójrz na to zdjęcie! Popatrz na to zdjęcie! Powinieneś je znać, jak twarz własnej matki! To mgławica Andromedy! Zdjęcie wykonano za pomocą teleskopu Hubble, tu macie model, wspaniały, wspaniały wynalazek ludzkości w jej amerykańskiej postaci! Tak, na początku się z niego śmiano, nieostre fotografie, błąd człowieka, ale przecież naprawiono! Naprawiono! W kosmosie! I dzięki temu mamy takie fenomenalne zdjęcia!

- A kto mi powie, co to za kreska, która przecina niebo? Kto tutaj gwiazdy roztarł gumką? Wie ktoś? (jedno dziecko nieśmiało podnosi rękę) - Słucham Cię, gwiezda dziewczynko! Tak! Tak, masz rację, to Droga Mleczna, to nasza galaktyka, tu jest nasz dom, układ słoneczny! W której jesteś klasie, gwiezdna dziewczynko? W drugiej? Boże, dziękuję, dziękuję, że jakimś cudem uchowały się jeszcze takie dzieci!

- Powiedzcie mi, jakie są cuda świata? Tylko mi o chińskim murze nie mówice, wymieńcie mi cuda świata, żebyśmy wiedzieli, że o tym samym mówimy! Tak, tak, piramidy, wiszące ogrody, tak, a wiecie, jaki jest ósmy cud świata? Ósmy cud świata? To jesteśmy my! Ja, ty, ty i jeszcze ty, i ty też! Wyobraźcie sobie cmentarzysko samolotów. Na Domodiedowo jest, może widzieliście. Taki staruszek połamany, taki, ten bez skrzydła, ten ma śmigła zepsute. A teraz wyobraźcie sobie, że jest burza, huragan, trąba powietrzna, zmiata te wszystkie samoloty, miesza je ze sobą. A kiedy burza mija, na polu stoi Boeing-407. Który powstał z tych odłamków przemieszanych. Cud? A nasze życie, nasza błękitna planeta, to jeszcze większy cud! To szansa jedna na miliardy!

- Porszę, proszę, teleskop Scheina. Wiecie, co to jest? Nie wiecie! Postanowiono odbudować obserwatorium, latem 1945 roku, wyobrażacie sobie? Latem 1945 roku nie było innych zmartwień, tylko jak odbudować obserwatorium na Krymie! I zbudowaliśmy! On ma 2,6 metra, bo w Europie był największy wtedy 2,5 metrowy, i nasi uczeni stworzyli o te 10 cm większy! Tylko 10 cm, a jakie odkrycia! Jakie odkrycia, kochani moi! Skład chemiczny gwiaz, fizyka aktywnych jąder galaktyk, mili moi! Czy zrozumieliście już, że tu trzeba przychodzić, i przychodzić, i przychodzić?

- Tak, już powinniście iść, ja wiem, zaraz się spóźnicie na pokaz, ale opowiem wam jeszcze tylko...

Niewysoka, zabawna starsza pani z fantazyjnie zawiązaną apaszką. Doktor nauk matematycznych i fizycznych, pracownik naukowy Instytutu Astronomii RAN. Kochająca gwiazdy. Umiejąca o nich opowiadać z pasją i zarażać pasją. Wspaniała. Jedyna w swoim rodzaju. Została nawet bohaterką literacką. Nikołaj Gorkavy, profesor astrofizyki, który również jest popularyzatorem nauki, napisał genialną podobno książkę dla młodzieży, porównywaną na tutejszym rynku księgarskim do Harrego Pottera, która nazywa się Астровитянка i... można ją absolutnie legalnie ściągać z netu - autor wyraził zgodę. Przygody, science fiction i umiejętne przemycenie wiadomości realnych. Pierowzorem jednej z postaci jest właśnie Natalia Andriejewna.

Zapamiętajcie: Natalia Andriejewna Gorynia - ona prowadzi ludzi do gwiazd :)

poniedziałek, 5 marca 2012

Planetarium Moskiewskie

W 1927 roku postanowiono wybudować w Związku Radzieckim planetarium. Na świecie istniało już 12 takich obiektów, z czego dziesięć - w Niemczech. Dwa lata później zakończono budowę i wyposażanie wspaniałego konstruktywistycznego budynku na Sadowom Kolce w Moskwie. Zakupiono, a później przez lata udoskonalanano specjalny projektor, który służył równo przez pół wieku... Planetarium było ważnym centrum edukacji i propagandy naukowo-technicznej, prowadziło zajęcia wyjazdowe dla szkół, popularyzowało programy podboju kosmosu. W 1977 roku wymieniono projektor, dziesięć lat później był siedzibą światowego zjazdu astrofizyków, po czym... 
po czym gwiazdy przestały interesować polityków i ekonomistów, a budowa gospodarki rynkowej nieuchronnie pociągała za sobą ofiary w postaci niszczenia (niezamierzonego, raczej samoistnego) obiektów kulturalno-edukacyjnych. W 1994 roku stan techniczny budynku wymusił jego zamknięcie. Przebudowa trwała... 17 lat i wiązała się z niejedną aferą.
W 2011 roku dokonano uroczystego otwarcia nowego Planetarium. Ci, którzy pamiętają jeszcze stare, utyskują, że czysta komercja, że kolejne centrum rozrywki, że... ale nam się podobało.

Planetarium to miejsce, w którym można spędzić cały dzień, albo nawet tydzień. Są w nim centra konferencyjne i sale wykładowe, bezpłatne kółko astronomiczne dla pasjonatów i płatne zajęcia dla tych, którzy jeszcze nie są pewni, czy astrofizyka to ich przyszłość, jest tzw. Duża Sala z pokazami gwiezdnego nieba pod kopułą, i Mała Sala, w której wyświetlane są kreskówki 4D, Muzeum Uranii, które opowiada trochę o historii astronomii, a trochę o historii samego Planetarium, i jest część, która nazywa się Lunarium, a tak naprawdę to kolejne miejsce z serii "Centrum Kopernik". Tyle tylko, że wciąż krążą tam młodzi ludzie, którzy opowiadają - z pasją, ciekawie - na czym polegają i czego dowodzą przeprowadzane przez zwiedzających eksperymenty. Latem czynne jest nieduże obserwatorium astronomiczne. Sklep z teleskopami "jak prawdziwe", książkami o kosmocie, Lego Star Wars i jedzeniem dla kosmonautów (kromka kosmicznego chleba - 660 rubli) też jest. I parę sympatycznych jadłodajni.

Jeśli więc chcecie po prostu przyjemnie spędzić czas, a słabo znacie język - to jest świetne miejsce edukacji i zabawy.
Jeśli chcecie jednak przeżyć przygodę, albo was temat bardzo interesuje... zamówcie przewodnika. I koniecznie, ale to absolutnie koniecznie poproście o bardzo konkretną osobę: Natalię Andrieejwnę Gorynię. O niej będzie w następnym poście. 

sobota, 3 marca 2012

Zasłyszane z pokoju dziecięcego 3

- Młoda, jak mnie nogi bolą! - skarżył się Młodej kolega z polskiej szkoły - Jak mnie nogi bolą, to ty sobie nie wyobrażasz! Przyjechała do mnie babcia i zaciągnęli mnie na Kreml, i zwiedzaliśmy chyba pół dnia!
- A gdzie była wtedy twoja siostra? - zainteresowała się praktyczna Młoda.
- Mama ja miała w nosidle...
- To ty się ciesz, że masz siostrę i że ona już jest ciężka! Bo mnie to targają o wiele dłużej i o wiele dalej!

Większość naszych wypraw Anarchistka określa krótko: "męczenie dzieciaka". O ile w pierwszym roku naszego pobytu chłonęła wrażenia jak gąbka, za każdym razem pytając, czy "pójdziemy tam jeszcze raz" i skarżąc się, że "dawno nie jeździliśmy pociągiem", to teraz ma ich serdecznie dość. "Do jakiego znowu teatru?", marudzi na wieść o kolejnym wyjściu, "czy ja nie mogę sobie raz w tygodniu spokojnie pooglądać telewizji?", utyskuje, kiedy usiłuję ją wyciągnąć na łyżwy czy biegówki (a obrasta tłuszczykiem, oj, obrasta).

Za dużo? Za często? Chyba nie, bo ze względu na lekcje do południa w soboty i religię z Mszą św. w niedzielę zminimalizowałyśmy ilość weekendowych rozrywek. Może to taki wiek? Może Młoda się wyrobiła i "byle co" jej już nie zaskakuje? A może współczesne dzieci, nieustannie bombardowane ze wszystkich stron potokiem informacyjnym, po prostu uodporniły się na wzruszenia?

czwartek, 1 marca 2012

Sońka-Złota Rączka, czyli czego nie zobaczę na cmentarzu Wagańkowskim

Do cmentarza Wagańkowskiego jest stosunkowo niedaleko ze stacji metra 1905 roku. Tyle, że ja do tej stacji też mam stosunkowo niedaleko, i te dwa "niedaleko" razem to już bardzo daleko. Mimo mojej słabości do architektury funeralnej i miejsc pochówku w ogóle, do cmentarza Wagańkowskiego szczęścia nie mam. Zostałam tam zawleczona przemocą i dwukrotnie: raz w palącym słońcu, po raz drugi w trzaskający mróz, za każdym razem z Przewodniczką, która na tym punkcie ma fijoła (pozytywnego), i z Dzieciakiem, Który Miał Dość.
Krótko mówiąc: ja tam więcej dobrowolnie nie pójdę.

A szkoda.
Bo Przewodniczka znalazła sobie inną ofiarę i nawiązała przelotną, acz interesującą znajomość.

zdjęcie z ЖЖ
Przewodniczka jest nietypowa. Zna biogram chyba każdej nieprywatnej osoby pochowanej w tym miejscu, ale nie zna dokładnego położenia Kwatery, którą Koniecznie Musi Zobaczyć. Wczoraj Koniecznie Musiała Zobaczyć grób Sońki Złotej Rączki. 

Sońka była złodziejką. Wyjątkowo utalentowaną, prawdziwą mistrzynią w swoim fachu. Marzyła o karierze scenicznej, ale swoje niewątpliwe talenty wykorzystywała do okradania pasażerów w pociągach i podróżnych w hotelach. Miała gest, potrafiła rzucić aktorowi po spektaklu złoty zegarek (który przed chwilą zdjęła z miłego gentlemana z sąsiedniego rzędu). Nie wiadomo do końca, gdzie jest pochowana, ale złodziejskie społeczności z kilku miast złożyły się na nagrobek na cmentarzu "dla artystów". 
Sońka jest bohaterką kilkunastu fimów, grała ją m.in. Marlena Dietrich, a jej historie wciąż opowiadane są na nowo.

Do Królowej Złodziei przychodzi się po błogosławieństwo przed akcją albo podziękować za udany napad. Przynosi się jej nie tylko kwiaty, papierosy i kieliszek wódki, ale i monety. Ktoś kiedyś urwał jej głowę, zniknął aniołek, strzegący pokoju jej duszy, i dwie z trzech palm, które stały w pobliżu. 

Przewodniczka z ofiarą szukały nagrobka, znanego im tylko z fotografii, kiedy zaczepił je młody chłopak i poprosił o poświęcenie mu 10 minut. Chodziło o zrobienie mu kilku zdjęć. I pociągnął je prościutko pod grób Sońki, przy którym radośnie pozował. 

Przewodniczka, widząc jego zainteresowanie tematem, zaproponowała mu odwiedzenie mogiły Japończyka, słynnego gangstera i wora w zakonie, na pogrzeb którego w 2009 roku zjechali się mafiozi (i dziennikarze) z całego świata. Młody człowiek ucieszył się niezmiernie, a zbliżając się do nagrobka zauważył podobieństwo rzeźby do pierwowzoru i uścisnął kamiennemu Japończykowi dłoń.

Cmentarz jest duży, młodzieniec wyglądał na zagubionego, Przewodniczka wyprowadziła go więc na główną alejkę, przechodząc koło miejsca spoczynku Okudżawy.
- A to kto? - zdziwił się wielbiciel półświatka.
- No, nie wie pan? Bard, autor Wasze błagorodije, gospoża udacza, i... - Przewodniczka zanuciła kilka najbardziej znanych piosenek.
- Aaaa! A "мой дядя самых честных правил..." - to też on?
Przewodniczce opadła szczęka (мой дядя... to początek Eugeniusza Oniegina Puszkina, coś jak Pan Tadeusz dla Polaków), a nieznajomy opowiedział jej o przekładach poezji na żargon przestępczy, dokonanych przez Fimę Żiganca, arcyciekawych zresztą.  

Po rozstaniu z młodym człowiekiem Przewodniczka sprawdziła na wszelki wypadek, czy banknot, który miała w kieszeni, wciąż był na swoim miejscu. Był.

Przewodniczka wykończyła swoją ofiarę, ale już szuka kolejnego jelenia, bo zostało jeszcze parę(dziesiąt) grobów do odwiedzenia... Są chętni?