Po czterech latach zwiedzania Moskwy dość trudno mi już znaleźć wycieczki, na których dowiem się czegoś zupełnie nowego. Szukanie duchów to była tylko przykrywka do obejrzenia znanych obiektów w nowym anturażu (przy czym dla kogoś, kto śledził po nocy Mistrza i Małgorzatę, anturaż nie był nowy). Jest wycieczka "Legendy stalinskich wysotek", ale że mnie wysotki (pałace kultury) zawsze fascynowały, potrafię odpowiedzieć na większość pytań zadanych w reklamie (skąd śledzono ambasadę amerykańską, gdzie mieszkała Galina Ułanowa, ha! do jednej wysotki nawet wejdziemy! - byłam w trzech czy czterech...) - tak jest zresztą ze zdecydowaną większością propozycji nawet "niezwykłych" wycieczek po Moskwie.
Dlatego zdecydowałam się na zwiedzanie dzielnicowe. Jest taki projekt http://seeandgo.ru/, prowadzi go mieszkanka Taganki, i Tagance właśnie poświęcona jest połowa historii, o których opowiada. A "Zagubiony tramwaj" to jej powrót do lat dziecinnych, kiedy wsiadała na przystanku w jednym świecie, a wysiadała u dziadków w zupełnie innym (Lefortowo), i widziała, jak się ten świat po drodze zmienia. Jako że doskonale rozumiałam jej motywację, to bardzo mi się ta nieuporządkowana podróż spodobała.
Widziałam więc na żywo pomnik "robotnika z komórką", o którym kiedyś dawno pisałam. Przypomniałam sobie historię tramwajów moskiewskich. Pochodziłam po terenie dworca Niżegorodzkiego, drugiego w Moskwie, który istniał jeszcze w latach pięćdziesiątych i stała na nim na stałe salonka Stalina. Dworzec miał być na przedmieściach, bo służył głównie kupcom wybierającym się na słynny niżegorodzki jarmark, oczywiście z towarem, i bardzo szybko stał się dworcem towarowym. Budynek miał drewniany, bardziej niż skromny, i po wojnie stację zlikwidowano, a na jej miejscu wybudowano osiedle. Osiedle z mnóstwem zieleni, parkingów i placów zabaw. Na cholerę komu parkingi w połowie ubiegłego stulecia, zapytacie? Zwłaszcza, że profesjonalny garaż dla czajek i wołg stanął zupełnie blisko (te czajki i wołgi, i fordy i mercedesy i cadillaki, i warszawy, i inne takie stoją w nim do tej pory jako eskponaty muzeum retrosamochodów). Ano, podobno nie można stawiać bloków/kamienic (stalinka to blok czy kamienica? z cegły jest...), bo pod ziemią są jakoweś schrony/składy/linie kolejowe, żeby z Kremla szybko do dworca się dostać...
Widziałam też jeden z nieliczynych "wiorstowych słupów", które się w Moskwie ostały. Słup taki był praprzodkiem słupków drogowych, które teraz stoją co sto metrów i wyznaczają skrajnię. Wtedy stały co wiorstę (ok. kilometr), były odpowiednio wyższe, żeby było je widać "od wiorsty do wiorsty". Słup - bez iglicy, która się nie zachowała - stoi przy szosse Entuzjastow (fantastyczna nazwa dla drogi, którą skazańcy podążali na Sybir), na placu Rogożskiej zastawy, i informuje, że od Moskwy przeszło się już dwie wiorsty. Z toponimiką są tu pewne problemy, bo stacje metra w tym miejscu to "Plac Ilicza" (odpowiedni pomnik, jeden z dwóch bodajże w Moskwie naziemnych, stoi na skwerze) i "Rzymska", a stacja kolejowa nazywa się "Sierp i Młot", od olbrzymiej huty, po której dziś zostały tylko opuszczone tereny przemysłowe. A wszak powstała ta huta pod koniec XIX wieku i były w niej pierwsze piece martenowskie w Rosji... NB, założyciel pochowany jest, zdaje się, na cmentarzu, o którym wczoraj pisałam.
A później już było Lefortowo, dzielnica wojskowo-medyczna od czasów Piotra I. Z cudnymi, zagubionymi cerkiewkami z XVII wieku, z koszarami, z niepozornym "ściśle tajnym" instytutem aerodynamiki za drutem kolczastym i zupełnie niewidocznym więzieniem. Więzienie znane, może nie tak jak Butyrka, ale znane - a nawet lokalsi nie zawsze potrafią je wskazać. I jeszcze jest tam piękny park, którego już nie zdążyłam obejrzeć, i pod parkiem (żeby go nie niszczyć) śmiertelnie niebezpieczny tunel trasy przelotowej z jakimś wyjątkowo śliskim podobno asfaltem
Między kolejnymi punktami programu przemieszczaliśmy się tramwajami. Zwyczajnymi, liniowymi. Idealnie pustymi w niedzielne popołudnie. W tym też był swoisty urok...