poniedziałek, 3 maja 2010

O myciu i dwujęzyczności

- Młoda, a Walentina Fiodorowna to wam czyta podczas leżakowania?
- Nie. Nigdy nam nie czyta. Niczego. W ogóle.
Uhm, pomyślałam sobie, trzeba by zmienić przedszkole albo porozmawiać z wychowawczynią, no bo do czego to podobne? Okazało się jednak, że po prostu pytanie źle było postawione (no przecież pytałam o leżakowanie!). Jechałyśmy metrem na dworzec, i podjechał nasz ulubiony pociąg, malowany w książki, i wsiadłyśmy do naszego ulubionego wagonu, z książkami dla dzieci. Przeczytałam Młodej fragment, który był na przeciwko nas, a Młoda na to: ooo, to jest podobne do Mojdodyra, takiej bajki o brudnym dzieciaku, od którego wszystko uciekło i do którego przyszedł Umywalnik (moje dziecko rusyfikuje mowę, kiedy mówi o przedszkolu - aha!, bo rzeczywiście...) i Walentina Fiodorowna nam to czytała. Ooooo, i to też nam czytała (paluch w stronę ilustracji na sąsiednich drzwiach) zobacz, to jest o takim chłopcu, który z kolegą gotował kaszę i ona im uciekła. Ooooooo, mamo, i o tych syskach, chychkach i fyfkach też czytała, zobacz! Mamo! Kupmy te książki, prooooooooszę! Będziemy czytać po rosyjsku, ja już dużo rozumiem, prooooooszę!

To nowość. Ponieważ albowiem do niedawna miałam zakaz rozmawiania w domu po rosyjsku, o czytaniu nie wspominając. A tu taka odmiana... książki w te pędy nabyłam, a wychowawczyni należą się chyba kwiatki, bo z czytaniem właśnie wiąże się mój plan zachowania dwujęzyczności - kiedyś przecież wrócimy do PL i jedyna moja nadzieja w tym, że dzieciak będzie umiał - i lubił - czytać po rosyjsku. Zaczniemy od Mojdodyra, skończy na Tołstoju w oryginale. Yupi!

(obrazek z Wikipedii)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz