wtorek, 18 maja 2010

Wołga-Wołga

To był podobno jeden z ulubionych filmów Stalina, a ja tylko umiarkowanie wiem, o czym to jest. Wołga tam na pewno występuje, a że płynie stosunkowo niedaleko, postanowiliśmy ją zobaczyć, a jednocześnie wrócić do naszego ulubionego hobby zwiedzania czego się da w weekend.
W Rosji trudno się zwiedza w weekend. Za duże odległości. Latać, jak po wielokroć powtarzałam, nie lubię, a pójście do pracy po nocy spędzonej w pociągu to dla mnie hardcore. Ale w promieniu 200-250 km od Moskwy mimo wszystko sporo jest do obejrzenia. Dlatego wybraliśmy się do Tweru.

Twer to miłe, 400-tysięczne miasto położone w górnym biegu Wołgi. Ma główną ulicę (nazywa się, a jakże, Sowieckaja), która rozpoczyna się ośmiobocznym placem Lenina ze stosowym pomnikiem, otoczonym klasycystycznymi kamienicami, a kończy Pałacem Podróżnym carycy Katarzyny, a raczej tym, co z niego pozostało. Ma też deptak, prostopadły do Sowieckiej, z którą łączy się na placu Lenina. 

Przy deptaku mieścił się nasz hotel, trzy gwiazdki, standard realny jak na zdjęciach, gdzie za jedyne 2000 rubli mieliśmy do dyspozycji luks, składający się z saloniku, sypialni i łazienki, umeblowanych w stylu RWP (znaczy FWP, mnie się już wszystko myli). Z wzorzystą tapetą na ścianie. Poza tym było czysto, schludnie i... tylko ciepłej wody nie było, bo właśnie odbywał się doroczny remont sieci ciepłowniczej, o czym zapomniano nas poinformować..

Udało nam się zjeść całkiem przyjemną kolację naprzeciwko hotelu i poszliśmy oglądać sobie miasto. Przeszliśmy główną ulicą, pojeździliśmy na karuzelach w parku, obejrzeliśmy zespół pomników upamiętniających żołnierzy (w Twerze jest chyba garnizon wojskowy), popodziwialiśmy Wołgę, która jest OLBRZYMIA - a to przecież zaledwie 150 km od jej źródeł i jeszcze jakieś 3300 km do ujścia...

Następnego dnia odwiedziliśmy jeszcze miejscowe muzeum krajoznawcze. Mieści się ono w skrzydle budynku Pałacu Katarzyny, który czeka chyba na remont kapitalny - budynek jest opuszczony i obszarpany na zewnątrz, choć nadal robi wrażenie - nic dziwnego, projektował go słynny włosko-petersburgski architekt Carlo Rossi. Katarzyna w ogóle sporo zrobiła dla Tweru - miasto, istniejące od 1135 roku zostało doszczętnie spalone w połowie XVIII wieku - caryca zaś nakazała jego odbudowę wg nowych planów i wkrótce uczyniła centrum gubernialnym. A pałac kazała sobie postawić, żeby mieć gdzie nocować w drodze z Petersburga do Moskwy. Otoczony jest ogrodem, pełniącym rolę parku miejskiego, a z jego okien prawdopodobnie rozciąga się widok na skutą lodem Wołgę (latem zasłaniają ją drzewa).
Muzeum nas zaskoczyło. Pani sprzedała nam bilety do akwarium i do na wystawę, kosztowały tyle samo. Długim korytarzem z burą lamperią i obdartą wykładziną PCV doszliśmy do schodów, zeszliśmy w dół i zobaczyliśmy, hmmm, taki większy sklep akwarystyczny. Gupiki, welonki, neonki, kilka molinezji - standardowy zestaw początkującego hodowcy rybek, tyle że w licznych szklanych prostopadłościanach. Zastanawiająca była puszka na datki dla "bezdomnych prosiąt". Wróciliśmy na bury korytarz i poszukaliśmy schodów w górę - klatka schodowa przypominała te w starych szkołach z lat 30-tych, szeroka i zaniedbana, prowadząca do dwuskrzydłowych drzwi, wyglądających na zamknięte.

Zamknięte jednak nie były, a za nimi odkryliśmy bardzo ciekawe ekspozycje - od wypchanych zwierzątek, zamieszkujących okolice Tweru, poprzez liczne ozdoby z brązu i srebra i wyroby garncarskie, szałas człowieka pierwotnego (który mnie omal nie ogłuszył, kiedy naruszyłam patyczkiem od balonika, służącym mi za wskaźnik, jakąś niewidzialną linię uruchamiającą alarm), aż do.... oryginalnej kapsuły kosmicznej, którą wrócił z "Mira" kosmonauta urodzony w pobliżu Tweru. Popatrzyliśmy sobie na skafandry i na kosmiczne jedzenie - mieli kawior w tubkach i ozorki wołowe w galaretce w puszkach :)

A potem grzecznie wróciliśmy do Moskwy zieloną elektriczką, wzdychając, że nie stać nas na superszybkiego SapSana...

1 komentarz:

  1. Bezdomne prosięta.., to brzmi inspirująco. A poza tym albo mi pamięć płata figle, albo ja pamiętam FWP - Fundusz Wczasów Pracowniczych, standard - wczesny Gierek....

    OdpowiedzUsuń