niedziela, 2 maja 2010

Spokojnie, tylko spokojnie

Pojechaliśmy sobie na wycieczkę. Wycieczka powtórzona, więc nie będę się zagłębiać w jej cel, grunt, że wsiedliśmy sobie do pociągu podmiejskiego, wygodnie, wyciągnęliśmy ulubione książki, przegryzki i colę. Droga zapowiadała się dość daleka.
Na sąsiedniej ławce też ktoś wyciągnął napoje, miały więcej procentów niż cola, kumple po cichu polewali, zapytawszy uprzednio, czy siedząca obok para nie ma ochoty się przyłączyć. Nie miała. 
Jak to w elektriczce, drzwi między wagonami co chwilę otwierały się, ktoś proponował lody, ktoś inny prasę albo obieraczki do warzyw. Przeszedł też chłopak, dwadzieścia parę lat, marynarskim krokiem. Zobaczył flaszkę, dosiadł się, poprosił o porcję, rzucając przy okazji mięsem. Para siedząca przy pijących postanowiła przenieść się w inne miejsce, nieproszony gość objął wychodzącą dziewczynę za pupę, jej towarzysz zagroził, że dostanie w zęby.
I się zaczęło. 
Para jakoś się ewakuowała, ale raz wzbudzona agresja nie chciała się grzecznie ułożyć. Koleś obraził pół wagonu, z każdym chciał się bić, rzucał mięsem na prawo i lewo i informował, że walczył w Czeczenii. Nasza sąsiadka zwróciła mu uwagę, że w wagonie są dzieci, spojrzał na Młodą, powiedział, że dziecko ładne, a on za to dziecko, k...a, w dupę w Czeczenii dostał. 
Pojawiła się ochrona (wyglądali na firmę ochroniarską), dwóch młodych chłopców. Nie wzywani, po prostu przechodzili. Chcieli minąć agresora, ale pasażerowie ich nie puścili - prosili o wysadzenie go z wagonu. Chłopcy jednak, wyraźnie przestraszeni, usiedli tylko w pobliżu.
Pojawili się kontrolerzy - nie z wynajętej firmy, tylko tacy w mundurach, sprawdzali bilety. "Czeczeniec" podskoczył, rzucił butelką w pusty kąt, pani nakrzyczała na niego, że picie alkoholu jest zabronione na kolei i ma zachowywać się godnie (żadnego tykania, wszystko per pan), jej kolega wezwał milicję przez urządzonko do łączności z maszynistą (w każdym wagonie takie jest, nie wiedziałam, że działa). Kontrolerzy poszli dalej, ochroniarze chcieli nawiać, ale pasażerowie zasugerowali, żeby zaczekali chociaż na milicję. Zawiany gdzieś skakał, gdzieś wychodził, chłopcy pilnowali go spokojnie (stary, usiądź, no, po co będziesz szedł, siadaj, nie zaczepiaj dziewcząt, no co ty, chłopie).

Milicja doszła, kiedy wysiadaliśmy. Nie wiem, jak się skończyło. Ale przestraszona ochrona chyba zrobiła, co do niej należało. Bo wyglądało to dość groźnie. A my byliśmy pod wrażeniem.

3 komentarze:

  1. A w jaka strone jechaliscie? Czyli jaki kierunek? Bo oczywiscie ze bywa w tych elektriczkach roznie, ale raciej w godzinach poznych.

    Kacap z Moskwy

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Jarosławskiego jechaliśmy, tak ok. 13. Czyli pora normalna, kierunek też... Ale dobrze, że dużo ludzi było i ci chłopcy z ochrony wyciszyli faceta.

    OdpowiedzUsuń
  3. No Jaoslawskoje to normalny kierunek. Sa bardziej "nieprzyjemne", na przyklad Serpuchowskoje. Trzeba bylo nacisnac guzik do milicji (dziala napewno) i powiedziec ze jakis czlowiek grozi wybuchem. Szybko sie wszystko by zakonczylo. Juz z tym nie zartuja. :)

    Ja to nie tak dawno zrobilem awanture w metrze. Bo jakis mesczyzna nie chcial podniesc swej d.py i dac mejsce ciezarnej kobecie. Zaciol bluzgac, rozpychac sasiedzi. Wiec nacisnelem guzik do maszynisty i powiedzialem ze tu jeden bluzga i grozi wszystkim, w tym i wybuchem. Na stacji juz czekala milicja i go zabrala odrazu. Probowala swiadkow tez znalezc, ale nikt oczywiscie nie mial czasu :) Ale glowna prace to zrobili, go zabrali. I dostalem wielkie dzieki od ludzi :)
    Denis (kacap_z_moskwy)

    OdpowiedzUsuń