wtorek, 23 lipca 2013

Chwilowa bezdzietność :) 311.

Jako matka chwilowo bezdzietna budowałam wspaniałe plany korzystania z życia. Przed oczyma mojej wyobraźni przepływały miniaturowe karawele z pełnym ożaglowaniem na łupince z orzecha, leciutkie sukienki wróżek z papier mache, kawowe koniki, szklane witraże... Nieobecność nie tylko córki, ale i sąsiadów pozwalała ziścić marzenie o zostaniu mistrzynią harpa i wyjściu nieco dalej niż do "murowanej piwnicy".  Znalazłby się nawet ktoś, kto by mi pokazał podciągi... Obiady miałam jadać w suszylniach, a z licznymi wielbicielami pijać herbatę zagryzaną tortem. I miałam zadbać w końcu o siebie.

zdjecie z internetu
W ramach troski o własne przyjemności przygotowałam sobie kąpiel z pianką, kubkiem earl grey, Dianą Krall ustawioną na pralce i kindelką wypełnioną kilkoma MB nowości. Spod umywalki zerknęła na mnie ciekawie waga. Ja na nią też.
Wadze też się coś od życia należy, pomyślałam, wyciągając ją na środek łazienki. Stanęłam.
Waga jęknęła.
Ja też.


Karawele, wróżki, witraże i harmonijka odpływały w siną dal, ustępując wizji hantelków i stepa. Torcik zacukał się nagle, skulił, spróbował stać się najmniejszym kawałeczkiem... i zamienił się w przezroczystą kromkę razowca z twarogiem i rzodkiewką.  Wielbicieli musiałam z braku czasu spławić, przez co przestali mnie wielbić. Lekarz pierwszego kontaktu, odwiedzony w ramach dbania o siebie, przedstawił makabryczny plan skriningu u fefnastu specjalistów, z których każdy chce utoczyć mi trochę krwi albo pooglądać mnie ultradźwiękiem.

Gdzie te wakacje, ja się pytam?

1 komentarz:

  1. Bo wagi to wredne urzadzenia, nalezy je zatem szerokim lukiem omijac. ag_ag http://silvallirion.blox.pl/html (nie bede Ci anonimow zostawiac)

    OdpowiedzUsuń