sobota, 27 lipca 2013

Hipermarket w przeddzień Wigilii. 307.

Hipermarket w przeddzień Wigilii to moja prywatna wizja piekła. Dziki tłum ludzi z wózkami załadowanymi po brzegi, macający pomidory z obłędem w oczach, rzucający się na mandarynki, jakby to głęboka komuna była, i wijące się ogonki do kas.

Czwartkowa wizyta w muzeum im. Puszkina mocno mi piekło przypominała.
Do Puszkina przywieźli prerafaelitów. Z Tate Modern i innych takich.
Miałabym prerafaelitów w poważaniu, bo o ich istnieniu dowiedziałam się z plakatu, gdyby nie koleżanka, historyczka sztuczna, która takiej okazji przepuścić nie mogła, zwłaszcza że oprócz "awangardy wiktoriańskiej" przywieziono także parę płócien Tycjana, i to takich, które podobno nigdy nie opuszczały swoich portów macierzystych.

W kolejce stałyśmy tylko 45 minut. Miała tylko jeden zakręt, w odróżnieniu od stojącej vis a vis kolejki do świątyni Chrystusa Zbawiciela, do którego z okazji 1025-lecia chrztu Rosji przywieziono relikwie krzyża św. Andrzeja Apostoła. Pątnicy zajmuowali kilka ulic w asyście karetek i policji...
Audioprzewodników wolnych nie było, ale nie cierpię audioprzewodników, a do żywych przewodników nie można się było dopchać. Jednocześnie oprowadzano z piętnaście grup, które niby nie były duże, ale każda próba ustawienia się grupy wokół obrazu ("dwie minuty" - przepraszała przewodniczka tych zwiedzających, którzy do grupy nie należeli) powodowała uruchomienie się dzwonka alarmowego, bo ktoś naruszył niewidzialną granicę przestrzeni osobistej obrazu, wyznaczonej przez ochronę. Jeśli malowidło nie było akurat zasłonięte przez grupę, z najwyższym trudem dało się przecisnąć do tabliczki z opisem dzieła...

A opisy były fascynujące. Szczególnie uderzyła mnie kolokacja "przeszywająco średniowieczna komoda". Genialne było zestawienie "upadkowy, mechanistyczny świat współczesny" z tabliczki i komentarz widza "ty, to jest podobne do Dota 2", a także dźwięczny głos dziewczęcia: "czujesz, cały wic polega na tym, że oni się odtwarzali dawno zapomniane rzemiosło i, czaisz klimat, własnymi rękami to robili" na tle natchnionej opowieści przewodniczki "в Греческом зале". Komu się nie chce linku oglądać - że przewodniczka naukowa, surowa i zasadnicza :)

Była wszakże ważna różnica między marketem i muzeum. Jak mi ktoś wlazł obcasem w stopę, to nie usłyszałam "gdzie się pchasz, krowo", tylko "pardon, mademoiselle". To było "pardon" po rosyjsku, bo podejrzewam, że Francuz nie nazwałby mnie jednak panienką :), o dźwięcznym "r" i okrągłym "o" nie wspominając...

Na Tycjana ludzie nie mieli już siły, zwłaszcza, że panie pilnujące ekspozycji przypominały, że wybiła dwudziesta pierwsza, i idźcie już, ludzie, do domów...

Wystawa czynna będzie do połowy września, ze względu na zainteresowanie w soboty też można ją zwiedzać do 21, i utworzono dodatkowe pory wycieczek "zbiorczych", czyli dla widzów indywidualnych, co by chcieli z żywym przewodnikiem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz