czwartek, 10 grudnia 2009

Pierniczki

Zdjęcia będą. Później. Bo produkcja, która była już przygotowana, została wyniesiona do przedszkola. Reszta siedzi w puszkach i garnkach i czeka, aż znajdę chwilkę - a to nastąpi prawdopodobnie pod koniec przyszłego tygodnia, bo życie w grudniu jest hard, full of zasadzkas and kopas w doopa.

W pracy mnóstwo pracy, w domu mnóstwo zajęć, pediatra nie chce wypisywać leków na astmę, alergolog kieruje na testy, byłam w tej !@#$%^ przychodni z milion razy i jeszcze raz muszę tam pójść. Uprzedzam z góry, że na odczulanie na sierść się nie zgodzę!

A wracając do naszych baranów, na pierniczki wynalazłam doskonały przepis.  I jeżeli nie robi się pierniczków z szybką, czyli piecze 8 minut przy 180-200 stopniach, to są MIĘKKIE i smakują jak "katarzynki", czyli, jednym słowem, NIEBO W GĘBIE. Do tego najprostszy lukier: cukier puder, trochę wrzątku - i parę barwników: buraki, kurkuma, kakao - i zajęcie na długie wieczory gotowe. Sęk w tym, żeby taki długi wieczór wykroić...

Co do wykrawania, to zajęłam się też produkcją śnieżynek z papieru. Zdjęcia też będą później, bo całość urobku ozdabia przedszkole. Co za wredne przedszkole ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz