niedziela, 27 czerwca 2010

Teatr Kotów

Jest tutaj taki. Miau. A my kociarze jesteśmy, to musieliśmy pójść.
Podobało się bardzo.
Młodej.
Nam już trochę jakby mniej. Wydawało nam się, że w teatrze kotów to koty będą grać, a grali klowni. Koty... no, w każdym cyrku można zobaczyć taką tresurę. Widać było, że Kukłaczew, główny treser, lubi te swoje futrzaki, że raczej marchewką, a nie kijem je uczy, ale... ale jednak to nie one miały tam główną rolę. 
Młoda uwielbia klownów, więc była zachwycona. A później wszystkie dzieci zostały zaproszone na scenę do tańca "do białego rana", co troszkę osłodziło bolesną konieczność zakończenia spektaklu.

Teatr sympatyczny, kameralny (nawet troszkę zbyt kameralny - w foyer było po prostu ciasno), nadaje się na pierwsze lub jedno z pierwszych spotkań najmłodszych z Melpomeną. Zwłaszcza dla tych, którzy nie mówią po rosyjsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz