poniedziałek, 21 czerwca 2010

natalia@rozsądek.pl

Tytułowa Natalia nie kupiłaby takich butów. Na pewno nie kupiłaby takich butów, na jakie miałam przemożną ochotę. Ochota ta była wypadkową wielu czynników. Po pierwsze, pani od fitnessu w klubie niedaleko mojego domu ma wakacje. Zamiast niej jest pan od salsy. Po pięciu zajęciach i kilku zmianach w wyglądzie zaczynam na salsie nawet dobrze się bawić :) 
Przede wszystkim, strój na salsę, podany na tablicy ogłoszeń jako obowiązujący (dres i adidasy), to ściema.W dresie i adidasach w lustrzanej sali widać każdą paskudną fałdkę na brzuchu i każdy boczek. Nieee, nie mogę patrzeć na siebie w spodniach dresowych i topie, nerwowo wymachującą rękami i nogami. NIE-MA-MO-WY. Sytuację nieco poprawiły dżinsy i luźniejsza bluzka, ale zdecydowanie najbardziej poprawiłyby ją baleriny. Toteż w moim umyśle zaczął kiełkować pewien plan.
Realizacja tego planu, jak wszystkich wymagających uszczuplenia nieco stanu konta, odłożyłaby się z pewnością w czasie, tyle tylko, że... że po drodze do pracy zostawiłam plastik, kończący robocze szpilki, w szparze między kostkami przypracowego chodnika. Została tylko podkówka. Konieczna zatem znów była wyprawa do szewca, a przecież nie będę stać boso pod jego budką, otoczoną zresztą licznymi sklepami obuwniczymi, z których kilka przyjmowało nawet karty płatnicze... 
"Długo jeszcze będziemy błąkać się po sklepach?" - westchnęło z rezygnacją dziecko, wychodząc z piątego. 
"Do skutku!" - odburknęła matka.
I wtedy je zobaczyłam. Były piękne. Były do bólu moskiewskie. Wściekle zielone na zewnątrz, diabolicznie różowe w środku. Wykończone kwiatuszkami z modeliny, trupimi czaszkami z aluminium i innymi dziwnymi rzeczami. Były jedyne w swoim rodzaju. Troszeczkę przypominały te z rysunku obok (ściągniętego ze strony www.paoloconte.ru), ale były o wiele, o wiele bardziej zwariowane. Byłam gotowa dać za nie równowartość 500 pln, która widniała na metce po 30% przecenie. Poprosiłam panią o swój rozmiar. NIE BYŁO. Poprosiłam o rozmiar w alternatywnym kolorze. NIE BYŁO. Poprosiłam o to grzeczne paskudstwo z rysunku. NIE BYŁO! NIE BYŁO! NIE BYŁO!
Buuu :( Skończyło się na zwykłych, czarnych, welurowych balerinkach na kaczuszce, odpowiadających zarówno mojemu wyobrażeniu o butach do salsy, jak i wyobrażeniu mojej firmy o dress-codzie. I wyobrażeniu statystycznego małżonka o cenie butów. 
Natalia byłaby zadowolona.

2 komentarze:

  1. Jak chcesz, wejdz na strone taobao.com. tylko zrob odrazu tlumaczenie z chinskiego. Naiwygodniej przez gugla chrom. Odrazu tlumaczy. Znajdz sobie buty. I linka mi wysli. Po tzrech tygodniach dostaniesz to samo gdzies za 600-900 rubli. Moj dobry przyjaciel ma w Chinach biznes i dokladaja wybrane przez internet rzeczy do swych ladunkow co wysylaja do Rosji.
    Denis

    OdpowiedzUsuń
  2. :)
    Dzięki, Denis :)
    Ale pojadę na zakupy do Polski. Wiesz, ja muszę rzecz (zwłaszcza ubrania i buty) dotknąć, zanim je kupię.

    OdpowiedzUsuń