sobota, 21 maja 2011

Mandrogi



Mandrogi to wioska, której rozkwit przypadał na czasy jeszcze przedpiotrowe, zanim Rosja uzyskała dostęp do Bałtyku. Tu wydobywano granit, kuto żelazo, budowano statki i zajmowano się handlem. W czasie II wojny światowej wioska spłonęła doszczętnie. Późnej w tym miejscu krótko istniało osiedle robotnicze, zamieszkiwane przez budowniczych Podporożskiej elektrowni wodnej. A 15 lat temu jeden z bogatych rosyjskich biznesmenów i filantropów postanowił wieś odbudować. 
Mandrogi to po polsku "prześwit w sośninie". W tym prześwicie stanęło kilka izdeb wzorowanych na staroruskie, willa barina (budowana dla Putina, który dwa razy tu wypoczywał), hotel i zajazd, sklepy i warsztaty rękodzielnicze. Jest wyspa, do której dotrzeć można promem linowym (Młoda z zachwytem obracała kołowrót). Na wyspie drewniany dzik - symbol męstwa, i bocian - symbol kobiecości, postacie ze wstępu do Rusłana i Ludmiły i "sanatorium" dla leśnych mieszkańców.
NB, czy wiecie, czemu kot uczony chadzał pod dębem na łańcuchu? Okazuje się, że mieszkańcy Rosji do tępienia myszy używali jeży, a koty sprowadzano z zagranicy, uznawane były za bardzo cenne domowe zwierzątka i prowadzano na smyczy.  
W "sanatorium" mieszka niedobity lis, samica łosia, którą pracownicy wykarmili ze smoczka, bo jej matkę ktoś ustrzelił w czasie polowania, wiewiórka, która wpadła w sidła, sowa ze złamanym skrzydłem. Mieszkają w klatkach do wyzdrowienia, ale nie jestem pewna, czy hordy turystów służą wypoczynkowi.
W każdym razie właściciel Mandrogów miał nosa do interesów - wioska jest idealnym miejscem na popas pasażerów takich statków jak nasz, znużonych bezczynnością. Zwykle jeszcze organizowane są pikniki na łące z pieczeniem szaszłyków, ale nam podano szaszłyki jeszcze na pokładzie.
Podobno dochód uzyskany z łupienia turystów przeznaczany jest na utrzymanie szkoły dla wybitnie zdolnych dzieci w Pawłowsku pod Petersburgiem, a także na fundowanie im wakacji w różnych krajach świata...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz