niedziela, 22 maja 2011

Kiży

Udało nam się - jeszcze trzy dni wcześniej nie wpuszczano na północ jeziora Onieżskiego, bo nawet eskorta lodołamacza nie zapewniała wystarczającego bezpieczeństwa statkom pasażerskim. Ze względu na olbrzymi ruch turystyczny naszą wycieczkę zaplanowano na... 8 rano, co wiązało się z bolesnym wstawaniem o szóstej i rozkoszowaniem się rześkością poranka (4 stopnie Celcjusza).

Niewielka wyspa Kiży stanowiła w XVII wieku swoiste centrum administracyjno-kulturalne, tzw. posad, dla dość znacznego obszaru, obejmującego ponad 100 wsi, zamieszkiwanego przez ok. 5000 ludzi. Zajmowali się oni głównie rolnictwem i rybołówstwem, a w zimie rzemiosłem, często też na zimę przenosili się do miast, zatrudniani byli masowo przy budowie Petersburga.
W 1713 roku postanowili na miejscu spalonej cerkwi postawić nową - do dziś stoi ona na swoim miejscu, stanowiąc wspaniały przykład drewnianej architektury sakralnej.
Cerkiew Przemienienia Pańskiego, bo o niej mowa, ma wysokość 37 metrów i 22 kopułki, kryte jesionowym gontem. Obok stoi druga, skromniejsza, zimowa (więc ogrzewana), wyposażona w dzwonnicę. Gwoździ wówczas nie używano, bo ich nie znano albo były za drogie, zresztą, nie były potrzebne - belki łączono za pomocą sprytnych nacięć, elementy dekoracyjne czy poszycie montowano za pomocą drewnianych kołków.


Właściwie od chwili postawienia obie cerkwie poddawane są renowacji :) Chodzi o to, że jesion wytrzymuje ok. 30 lat, a potem trzeba go wymieniać, a że "dachówek" potrzeba parę tysięcy, to wymiana trwa cały czas. Bardziej "konkretne" remonty są skomplikowane. Od dawna trwa spór pomiędzy specami od renowacji, czy rozebrać cerkiew na deseczki i złożyć od nowa, czy ratować ją na bieżąco. Ważnym argumentem przeciw rozbieraniu jest fakt, że to praca na lata, a w przypadku nagłego przerwania finansowania bezcenny zabytek zostanie utracony na zawsze.

W latach sześćdziesiątych do stojących cerkwi dowieziono jeszcze kilka izdeb, tworząc nieduży, sympatyczny skansen. W północnych rejonach Rosji często zarówno część mieszkalna, jak i gospodarcza pokryte były jednym dachem - zapewniało to odrobinę ciepła zwierzynie. Krów trzymano naprawdę dużo - po pierwsze, dawały mało mleka, po drugie, dawały dużo nawozu, a ten był potrzebny. Na wiosnę przewożono je łódkami na pastwiska, w zimie wracały do zagrody.
Oprócz domu typu "2 w 1" budowano zwykle nad wodą banię (najczęściej "czarną", z paleniskiem w środku i bez komina), a w pewnym oddaleniu od pozostałych budynków - kaplicę. W jednej z tych malutkich cerkiewek dzwonnik daje prawdziwe koncerty...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz