sobota, 10 marca 2012

Rubinowy wtorek

W piątek poszłyśmy z dobrą paczką do teatru Luny. Czytałam wiele pozytywnych recenzji o jego spektaklach, słyszałam, że to teatr ciekawy (i że nie są to przedstawienia ze staruszkami o staruszkach dla staruszków), i że warto tam pójść. Więc nieco sama dla siebie nieoczekiwanie zgodziłam się dołączyć do paczki i obejrzeć Rubinowy wtorek, czyli Lot nad kukułczym gniazdem. 
Wyszłam zachwycona. Sam teatr odrobinę przypomina warszawską operetkę (tak samo klaustrofobiczne foyer), ale na widowni było sporo miejsca. Minimalistyczne dekoracje nie przytłaczały. Aktorzy (poza pielęgniarą, która się starała, ale jakaś zbyt miła była) byli fenomenalni i bardzo przekonywujący. A spektakl... był lekki, mimo całej powagi tematu. I oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

Postanowiłam tam wrócić, i przejrzałam pobieżnie repertuar. Młodej powinna się spodobać Mary Poppins, a ja z całą pewnością zdecyduję się na klasykę w nietradycyjnym wykonaniu. Dla samego tytułu. 
A brzmi on: "Hamlet - punkt G".

W Warszawie do teatrów nie chadzałam. A w Moskwie... należy to do dobrego tonu. I ogromnie się z tego cieszę. Mam nadzieję, że wejdzie mi to w nawyk i że po powrocie do kraju z tego nie zrezygnuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz