Khmm, znaczy, ja wiedziałam, że ona będzie potrzebna. Ale raczej na zasadzie "lepiej mieć i nie potrzebować, niż potrzebować i nie mieć". W każdym razie, po zważeniu łopatki dostępnej w sieciówce turystycznej, po krótkich poszukiwaniach w turystycznym hipermarkecie, gdzie mieli tylko "Tatonkę", zdecydowanie dla mnie za drogą, i w ogóle, zleciłam zabranie saperki sile męskiej i olałam sprawę. Siła męska też sprawę olała.
Okazało się, że dosłownie.
Łopatka bowiem służy do wykopania dołka, wbicia narzędzia nieopodal, powieszenia na trzonku papieru toaletowego, oparcia się na nim, a następnie zakopania dołka wraz z zawartością.
Co jest absolutnie niezbędne w sytuacji, kiedy:
Kibel nr 1 to normalna drewniana (nie)wygódka
Kibel nr 2 to wygódka pozbawiona drzwi, za to z dużą ilością much
Kibel nr 3 zrobiony jest z pałatki na stelażu
Kibel nr 4 zrobiony jest z trzech sztachet i ścierki
a kibel nr 5 to po prostu chałat, który narzuca się na siebie, żeby osłonić cztery litery w szczerym polu, bo drzew to w Mongolii jest raczej niewiele, a potrzeby bywają palące, jeśli ktoś nieopatrznie spróbuje lokalnej kuchni.
Albowiem ponieważ od najlepszego dania w najlepszej (bo jedynej) restauracji w prowincjonalnym miasteczku zdecydowanie lepiej smakuje chińska zupka. Czy nawet zdrowa (fuj!) liofilizowana kasza i zdrowy (fuj) liofilizowany omlet. Suszone jajko to delicje w porównaniu do "Burka zmielonego z budą", jak kolega określił zawartość mongolskich buuz (czyli poz, czyli pierogów z mięsem), tudzież gotowanego barana z makaronem bezjajecznym, zwanego tutaj rosołem, tudzież duszonego barana (z tłuszczem, ścięgnami i fragmentami kości) z ryżem, bez surówki, chyba, że klient pobiegnie do pobliskiego sklepu po rodzimego "Urbanka".
Swoją drogą to zastanawiające. W Mongolii nie ma nawet naszej Ambasady, nie mówiąc o jakichkolwiek strukturach promujących handel, a "Jutrzenka", "Urbanek", "Krakus" i "Tarczyn" - w każdym sklepie na najgorszym wygwizdowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz