poniedziałek, 24 września 2012

Zaczęło się w Ułan Ude

Wyprawa do Mongolii przez Rosję była tańsza, niż bezpośrednio. W każdym razie lot do Ułan Ude był dwukrotnie tańszy, niż do Ułan Bator, tyle tylko, że traciliśmy dwa dni, spędzone w autobusie do mongolskiej stolicy. Zyskaliśmy za to największą na świecie głowę Lenina i klasztor buddyjski.
Miasto specjalnie na naszą cześć świętowało, urządziwszy wielką paradę, kilkanaście koncertów i wspaniały pokaz fajerwerków, trwający prawie godzinę. Znakomicie było wszystko widać i słychać z okien naszego schroniska, które mieściło się przy głównym placu Ułan Ude. Byliśmy bardzo szczęśliwi, zwłaszcza po dwóch nocach spędzonych w samolotach i z jet lagiem...

Stolica Buriatii jest tylko troszeczkę inna, niż inne miasta w Rosji. Ma słodką ulicę Lenina, żywcem wyjętą z lat dwudziestych. Na ulicach mnóstwo ludzi o szerokich twarzach i skośnych oczach. "Języki należą do jednej rodziny, więc dobrze się rozumiemy z Mongołami" - tłumaczyła mi pani dyrygent z miejscowego zespołu muzycznego. "Zwłaszcza po wódeczce..." - kontynuowała, przekonując mnie jednocześnie, że dzięki spożywaniu końskich podrobów uniknę Alzheimera. "Z Polski jesteście? - Góooooooooory moje, góooooory! Zawse was łoglondom..." - zaśpiewała na cały autobus czyściutką gwarą podhalańską. - Wygraliśmy tym konkurs w Zakopanem - pochwaliła się.
A mnie opadła szczęka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz