piątek, 19 sierpnia 2011

Małe Koreły


Jeszcze przed wylotem do Moskwy, stłumiwszy bunt na pokładzie ("my sobie z tatusiem chcemy oglądać telewizję, a ty jedź do tego skansenu, jak tak bardzo chcesz!") zmusiłam rodzinę do realizacji ostatniego punktu programu. No cóż, skanseny z XIX-wieczną zabudową drewnianą tak naprawdę nie różnią się zbytnio od siebie. W każdym razie w pojęciu sześciolatka, a to był już kolejny i kolejny na naszych trasach. Oprócz dzwonów cerkiewnych, których koncerty rozlegały się dla każdej kolejnej pary weselnej (Młodzi przyjeżdżają tu robić zdjęcia, zgoda kosztuje, bagatela, 6000 rubli), wnętrza wiatraka i może paru sanek myśliwskich i kotła do wytapiania foczego sadła nic na Młodej nie zrobiło większego wrażenia. Naprawdę podobała jej się tylko fantastyczna huśtawka z pasów przypiętych do wysokiego słupa. I strzelanie z łuku - dzieciom nie wolno, więc przymusiła do tego rodziców.

Chyba wszyscy byli szczęśliwi w samolocie do Moskwy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz