środa, 23 listopada 2011

O niczym



Czas ucieka mi między palcami, nie zdążyłam się zorientować, kiedy minęły ostatnie trzy dni. Pierwsze oznaki tego, że powolutku przestaję ogarniać rzeczywistość: nie włożyłam Młodej rano podręcznika do solfeżu, nie wyrabiam ze sprzątaniem. Na razie to formy łagodne, mam nadzieję, że gorzej nie będzie.

W czasie, którego nie mamy, robimy z Młodą dekoracje z szyszek modrzewiowych, przemyconych z Polski (nie pytajcie, dlaczego, tutaj też rosną!). Zdjęcia będą. Jak mi laptopa naprawią, bo stary grat nie ma slota na karty SD, a kabelka mi się szukać nie chce. Do dekoracji z szyszek niezbędny jest ponoć klej na gorąco w pistolecie... ale nam wystarcza zwykły kleister z mąki i wody. Ukończony wyrób suszymy w piekarniku, coby nie spleśniał, a szyszki pięknie się otworzyły. Muszę przyznać, że nieźle nam idzie.

Ktoś powie, że co za ozdoby, skoro do BN ponad miesiąc? Ale Adwent zaczyna się w najbliższą niedzielę, wieniec należało więc przygotować. I w ogóle. Do BN ledwie cztery tygodnie z niewielkim hakiem, i ja naprawdę nie wiem, kiedy tu zmieścić pieczenie i zdobienie pierniczków, szykowanie ozdób na choinkę (cóż, że ubierana będzie w PL?) i makowca metrowej długości, który będzie czekał na swoją kolej w zamrażalniku. Zwłaszcza, że Młoda, jakby mało jej było trzech szkół, szkółki niedzielnej i basenu, postanowiła zapisać się jeszcze na... ale szszszzz, to tajemnica.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz