środa, 10 marca 2010

Wsiąść do pociągu byle jakiego?

Taaaak, zdecydowanie jest różnica, czy pociąg jest byle jaki, czy nie byle jaki.
W warsowskim "polskim" wagonie są trzy półki do spania, co jest dość niewygodne, jeśli ta środkowa jest zajęta. Jest mało miejsca na bagaż, ale jest umywalka w przedziale (powodująca zresztą konieczność utrzymywania jej pokrywy, będącej jednocześnie blatem stolika, w stanie dziewiczej pustki). Dają pół litra wody, herbatę z cytryną i rogalika gratis.
Tzw. "nowe" wagony rosyjskie są jeszcze bardziej komfortowe.
Ale "stare"... OK, są większe. Mają duuuuużo miejsca na walizki. Nie mają umywalki, mogą mieć za to prysznic w WC (jednakowoż w życiu zeń nie korzystałam). Mają baniak z wrzątkiem na korytarzu, umożliwiając "bezplatną dolewkę". Czasami dają obiad (ale nie wiem, od czego to zależy). Pościel trzeba sobie nawlec samemu, przy czym okryć można się prześcieradłem, na które z wierzchu kładzie się gryzący wełniany koc. Okien się nie da otworzyć, więc siłą rzeczy życie toczy się na korytarzu przy otwartych drzwiach przedziału.
Można też lecieć samolotem. O ile się nie zgubi bagażu (z własnej winy lub winy linii lotniczych - zresztą, zgubić można raptem jedną walizkę, bo pewnie ważyć ona będzie ze 20 kg), czy części garderoby podczas przechodzenia przez liczne bramki, czy dziecka w często zmienianych poczekalniach - to podróż dworzec Centralny - dworzec Białoruski via Okęcie i Szeriemietiewo - zmieści się w 8 godzinach (w tym 2 godziny lotu). Jest to rzeczywiście mniej niż 18 spędzanych w pociągu, tylko wkurzają ciągłe zmiany miejsca czekania, podczas których trzeba pilnować torby, torebki, bagażu podręcznego, odzieży wierzchniej i dziecka.
Zdecydowanie najtaniej dla rodziny wychodzi samochód, nawet jeśli uwzględni się tzw. "fundusz reprezentacyjny". Autostrada przez Białoruś jest prosta jak stół i puściuteńka, paliwo po wschodniej stronie naszej granicy tanie, podróż zajmuje ok. 16 godzin, co przy dwójce kierowców nie jest znacznym obciążeniem... ale na miejscu dziecka bym zwariowała. No i... trzeba umieć korzystać z funduszu reprezentacyjnego i odróżniać milicję od rekieterów.

Ja tam lubię się wyspać pod stukot kół po torach. Nawet kosztem kolejnych 8 godzin sam na sam z żywiołową pięciolatką w przedziale (zawsze można mieć nadzieję na inne dziecko w wagonie, które dostarczy rozrywek rzeczonej pięciolatce). A wy?

2 komentarze:

  1. Ehh autostrada...w 2006 zapłaciliśmy 2 dolce mandatu za zbyt szybką jazę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocianna, nie moge sie zgodzic ze jest tak zle - w koncu podrozuje na tasie Moskwa - Sopot i odwrotnie od dwunastu lat i znam wszystkie srodki transportu. przesadnie zywy 4,5-latek tez jest ciezki do okielznania w podrozy, ale
    ale mama ma na te okazje netbook z bajkami (kilkaset do wyboru), psp, ksiazeczki, picie, slodycze i niespodzianki
    moje dziecko kocha latac, latamy i przez Warszawe i przez Kaliningrad (tu logistycznie trudniej - bagaz trzeba ze soba wlec do autobusu) nasz bagaz kilkakrotnie ginal na lotnisku w Warszawie (nigdy w Moskwie, czy Kaliningradzie alewszystko przed nami)
    z dzieckim pociagiem nie jechalam - nie lubie poloneza i bialoruskiej granicy kolejowej
    samochod dziec kocha - tylko trzeba co 2 godziny wyjsc pobiegac w polu - fundusz reprezentacyjny niepotrzebny ale 4 waluty w portfelu owszem
    no i my zawsze jedziemy tek by wieczorem byc w miejscowosci Wilkajny Stacja - tam nocujemy w hotelu.
    Pozdrawiam,
    Joanna

    OdpowiedzUsuń