środa, 25 lipca 2012

Kaliningrad

Jak już kiedyś pisałam, wakacje na Litwie wynikły z marzenia mojego męża dotyczącego obejrzenia Kaliningradu, w którym wg mnie nic nie było. Myślałam, że to kolejne nudne rosyjskie miasto - większość stosunkowo niedużych miast w Rosji podobna jest do siebie jak dwie krople wody. Słyszałam, że z Królewca nic nie zostało, ale... bardzo się myliłam.
Mieszkaliśmy w przesympatycznym schronisku (Amigos Hostel), które w dniu naszego przyjazdu przeprowadziło się w okolice polskiego konsulatu. Poniemiecka zabudowa willowa, piękny starodrzew, kilka przystanków od centrum.
Na placu Zwycięstwa błyszczy się nowa cerkiew i lśni centrum handlowe, kilkaset metrów dalej, na wyspie, czerwieni się odbudowany niedawno kościół, którego ruiny przez wiele lat przypominały o "nieludzkości", jak enigmatycznie mówi tablica przy wejściu. Wszędobylskie bloki i socjalistyczna bryła hotelu "Kaliningrad" w ścisłym centrum nie zdołały usunąć genius loci Koeningsbergu.
Spędziliśmy tam tylko wieczór i poranek, ale był to bardzo miły czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz