niedziela, 26 czerwca 2011

Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni

Dziecko zostało wyprawione do PL. Nabyłam byłam Anarchistce (vel Młodej) ubrania do szkoły - tu obowiązuje dość ścisły dress code - nabyłam w miejscu, którego adres przekazywany jest pocztą pantoflową, żaden szyld nie zdobi wejścia, a wręcz przeciwnie - sklep ukryty jest w podwórku fabryki maszyn. Anarchistka nie prostestowała, dumna i blada, że idzie do prawdziwej szkoły, a ja byłam szczęśliwa, że ceny w tajnym sklepie były o połowę niższe, niż w Dietskim Mirze. 
Wieczorem przybył Mąż i Ojciec, został przeciągnięty po moskiewskich zbyrach i zabrał ode mnie Anarchistkę, wywożąc ją na dziki Zachód, gdzie mundurki szkolne nie obowiązują :) 

a ja chciałam być niegrzeczna, ale nie mogę, bo mi doktor nie pozwolił nawet do pracy chodzić, nie mówiąc o łączeniu amoksycyliny z C2H5OH. Na szczęście obydwa zakazy wkrótce mi się kończą, i będę się włóczyć po nocnym mieście. Tymczasem jednak zebrałam wrażenia z kilku spacerów o różnych porach dnia i nocy - o różnorodności Miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz