Film "Biurowy romans" powstał, kiedy chyba jeszcze nie znano terminu "komedia romantyczna" (a z całą pewnością ja go nie znałam - film jest starszy ode mnie), ale bardzo miło się go ogląda. Wzruszający jest :)
Jako że dobra historia nie jest zła, w 2011 roku sfilmowano ją raz jeszcze, otrzymując normalną nowoczesną komedię z brawurowym współczesnym finałem.
Swietłana Chodczenkowa, która grała główną rolę (nam znana też z "Małej Moskwy") doprowadziła mnie też do innej komedii, przezabawnej "Miłości w wielkim mieście". Tak, tak, tu o miłość chodzi, nie o seks, bo bajka jest o Rosjanach, choć akcja w Nowym Jorku. Sequel też jest niezły, a trzecia część wejdzie wkrótce prawdopodobnie do kin i pewnie się wybiorę, choć będzie to lekko zakrawało na masochizm. W każdym razie niczym się te komedie nie różnią od słodziaków made in Hollywood, z dużą liczbą których zapoznawałam się w drodze do Władywostoku i z powrotem. A jeśli się różnią - to na plus.
Krótki research dokonywany na potrzeby tej notki wskazał mi trop "Czterech taksiernych... no, czterech taksówkarzy i psa" (nieprzetłumaczalna gra słów: сzterej pancerni to четыре танкиста, czterej taksówkarze - четыре таксиста). Sądząc z opisu w wikipedii, rzecz bezdennie głupia, ale kiedy psa by człowiek na dwór nie wygonił... można go obejrzeć.