poniedziałek, 17 marca 2014

Pakowanie - skutki uboczne

Nie ma to jak spakować grzecznie ostatnią szufladę - czyli apteczkę, ładnie ją zakleić kilkoma warstwami taśmy i zabrać się za pakowanie upominków na pożegnanie.
Nie ma to jak podczas tego pakowania zajechać sobie czymś ostrym w palec i powalać posoką dwa kartonowe puzderka, a następnie, naiwnie wierząc, że ranka się była zamknęła, zostawić krwawy ślad na metrze ozdobnego papieru.
Dobrze, że dzięcię grało było w piłkę, nie słyszało, jak matka mięsem rzucała, dobierając się do wody utlenionej i plasterka. Po cholerę pakowałam wodę utlenioną i plasterki, przecież to grosze kosztuje i na każdym rogu można kupić w dowolnym kraju!
Potem trzeba było kombinować jak koń pod górę, żeby nie szukać na gwałt nowych pudełeczek i wstążeczek. 

Pamiętajcie: apteczkę pakuje się na końcu. Bo ona jest złośliwa, paskuda jedna!

Ale mam wrażenie, że widzę gdzieś koniec tego pakowania. Z całą pewnością kończą mi się kartony, no i różne przydatne rzeczy wciąż pożyczam od sąsiadów. Chcecie wpaść na winko i ciasto? Ekstra. To pożyczcie mikser i przychodźcie z własnym korkociągiem...

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprasza się o nieumieszczanie politycznych komentarzy na apolitycznym blogu.

      Usuń