niedziela, 16 marca 2014

Dożyć do poniedziałku

W ramach likwidowania analfabetyzmu obejrzałam sobie film "Dożyć do poniedziałku", z 1968 roku, z Tichonowym w roli głównej (grał Schtirlitza w "17 mgnieniach wiosny" i Bołkońskiego w "Wojnie i pokoju"). Rzecz o szkole i relacjach w szkolnej społeczności.
Byłam uczennicą, byłam nauczycielką.
Mam wrażenie, że w moich szkołach nikt się nie przejmował, hmmm, wychowaniem. Tym, że nauczyciel "sieje ziarno dobre, czyste, wzniosłe", i tym bardziej, że czasem wyrasta "perz z łopianem". I tym, że jeśli nie masz siły czy ochoty codziennie udowadniać gówniarzerii, że nie jesteś durniem - i udowadniać skutecznie, a oponenci mają wszak zawsze mocne argumenty przeciw, boś stary i na niczym się nie znasz - to twoje miejsce nie jest w szkole. Nikogo nie obchodzi niejednoznaczność ocen moralnych i postaw. Zakuć, zdać, zapomnieć - to maksyma nie tylko młodzieży, ale i belfrów. 
Ale i młodzież jest inna. Dziewczyny chyba nie dają już w mordę, nikt już chyba nie wyjdzie z klasy, kiedy uzna, że został obrażony, a jeśli wyjdzie - to nikt nie pójdzie w jego ślady w ramach solidarności. Czy istnieje w ogóle solidarność? I tak było już za moich wczesnoszkolnych czasów.

A Pani mojego dziecka w rosyjskiej szkole wychowaniem się przejmuje. I indywidualnym, i grupy. Obchodzą ją relacje klasowe i obchodzi ją, co myśli sobie każde z dzieci. Czy w Polsce trafi na taką panią?

1 komentarz:

  1. zadaję sobie takie samo pytanie- tyle,że w drugą tj. rosyjską stronę

    OdpowiedzUsuń