czwartek, 27 marca 2014

Czy było warto?

Pięć lat temu rzuciłam się w przygodę. Zostawiłam spokojną i bezpieczną - choć bardzo wymagającą - pracę w szkole, zostawiłam wypracowywaną przez lata pozycję tłumacza, zostawiłam (to nie tak miało być, ale tak wyszło) w kraju męża, zostawiłam praktycznie całą rodzinę, wzięłam pod pachę czterolatkę, spakowałam podstawowy dobytek i wyjechałam "na dziki wschód". Budząc przerażenie znacznej części przyjaciół i znajomych Królika, czyli moich.

Przygoda - zgodnie z planem, ale też jak wszystko w życiu - skończyła się. Jestem dziś zupełnie inną osobą - zawodowo i wewnętrznie. Znam swoje możliwości i swoje ograniczenia o wiele lepiej, niż kiedykolwiek przedtem. Wiem, że potrafię osiągnąć bardzo dużo. Wiem, że czasami muszę powiedzieć sobie "stop". Mam mocną pozycję zawodową i nieocenione doświadczenia. Mam pewność siebie, której brakowało mi przez lata, znam swoją wartość.

Widziałam kawał Rosji - więcej, niż wielu znanych mi Rosjan. Na mapce poniżej jest ponad 50 znaczków - część z tych miejscowości odwiedziłam służbowo, bardzo wiele - prywatnie. Widziałam tajgę i tundrę. Zwiedziłam Rosję - jak w rosyjskim hymnie - от южных морей до полярного края - od mórz południowych do krain polarnych, od Kaliningradu do Władywostoku. Przemierzyłam wiele tysięcy kilometrów. Kiedy nie mogłam mierzyć wszerz - kopałam wgłąb, w warstwy kulturowe i historyczne. Moskwę też znam lepiej od wielu znanych mi Moskwian. 

Zachłystnęłam się rosyjską kulturą - muzea, teatry, wystawy, cyrki - nurzałam się w tym wszystkim z dziką radością.

Nie udało mi się tylko z ludźmi - nie nawiązałam głębokich relacji z miejscowymi, a kiedy już myślałam, że udało mi się zaprzyjaźnić - okazało się, że to oszust. Bywa. Pewnie to koszt tego, że byłam ekspatką z innego świata, a nie "zwykłym śmiertelnikiem".

Każda przygoda ma swoją cenę. Ta również. Na pewno sporą cenę zapłaciła moja córka - przeprowadzka, zwłaszcza do Polski, kosztowała ją bardzo wiele. Zyskała dwujęzyczność i możliwości rozwoju, które w Polsce nie przyszłyby mi do głowy. Ja wśród setek dobrych doświadczeń doznałam także doświadczeń traumatycznych, w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu. Godziny w samolotach i przeskakiwanie stref czasowych co najmiej raz w miesiącu nie mieszczą się też w pojęciu "zdrowy tryb życia", a praca na maksymalnych obrotach szybko wypala. Czeka mnie też żmudny proces docierania się na nowo i odbudowywania związku, o który trudno było dbać na odległość.

Było fajnie. Niski Tobie połon, Moskwo. Dziękuję za wszystkie dni, które dane mi było tu spędzić.
Ale cieszę się, że wracam. 


3 komentarze:

  1. Kocianna nie przesadzaj , przyjechalas zieloniutka jak listem wiosenny a wyjechalas jako EKSPERT wielkiej klasy, co zwuiedzilas to Twoje sa tacy w bylym miejscu pracy ze nosa nie wysciubia za plot, i wracaja do kraju zgnilo zieloni
    dasz rade bo nas wielu nowych przyjaciol
    a Mloda jest silna bo zyskala zakalke na dorosle zycie i wspanialy miedzynarodowy fundamet nawet nie wiesz jak to szybko zaprocentuje w jej srodowisku!!
    pozdrawia tez zjechany do kraju:):)::)

    OdpowiedzUsuń
  2. a więc wróciłaś! przez cały tydzień myślałam o Was i przeprowadzce.
    pamiętaj, że w każdej chwili u mnie jest "kojko-mesto". aklimatyzujcie się!
    do miłego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic tylko zazdrościć. Taka podróż potrafi odmienić spojrzenie na życie.

    OdpowiedzUsuń