Podobno Szwedzi nie bali się jechać ze swoim Jeziorem Łabędzim do Rosji. Może nie czytali, że ten balet to rosyjskie dziedzictwo narodowe. Może nie wiedzieli, że to świętość. Może...
I dobrze.
Bo to było mocne. I warte obejrzenia.
Łabędzie jako prostytutki-narkomanki, zły czarodziej jako dealer-sutener, książe jako chłopaczek, któremu znajomi szukają panienki - a czemu nie? Fajna muzyka, niezły (choć nie powalający) street dance, genialne dekoracje i efekty. Super taniec małych łabędzi.
Chociaż... chociaż chwilami miałam wrażenie, że to taka sztuka, na którą się młodzież licealną zabiera. Żeby jej udowodnić, że teatr nie jest nudny i może korzystać z bliskich jej narzędzi, i żeby przestrzec przed zgubnym wpływem dragów. Starzeję się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz