środa, 18 września 2013

Koniec świata. 255.

Jestem jakieś 11 tysięcy kilometrów od Warszawy. Na końcu świata.
Władywostok jest, jak na koniec świata, bardzo cywilizowany. Stosunkowo niedaleko mam linię zmiany daty (różnica czasu z Warszawą to 9 godzin, z UTC - 11), a czuję się nieomal jak w Londynie, z zachowaniem proporcji. Jak na rosyjskie zadupie - ledwie 600 tys. mieszkańców - Władywostok robi wrażenie metropolii, zwłaszcza po potężnym ubiegłorocznym remoncie na szczyt APEC. Przepiękne kupieckie centrum, pełne sympatycznych secesyjnych kamienic, nigdzie nie widać drewnianych budynków, tak charakterystycznych dla Syberii. Niziutki, śliczny deptak z fontannami. Zadbane nadbrzeże z plażami miejskimi, we wrześniu jeszcze pełnymi kąpiących się. Centra handlowe ze sklepami światowych marek, jest nawet białoruska Milavitsa, bieliźniany potentat Europy Wschodniej. Wszechobecne korki. 
Władywostok często porównywany jest do San Francisco, ze względu na ukształtowanie terenu. Wszędzie jest pod górkę :) Albo z górki. Leży, jak San Francisco, nad wodą, złotą z nazwy, należącą do Pacyfiku. Mają tu, zupełnie jak w San Francisco, tramwaj linowy. Mają też, zupełnie jak w San Francisco, mosty pylonowe - ten przez zatokę Złoty Róg stanowi dominantę centrum, ten na wyspę Russkij jest najdłuższy na świecie.

A z czym się nam Władywostok najbardziej kojarzy - to przecież początek (albo koniec) kolei Transsyberyskiej! Dworzec we Władywostoku nie jest bardzo duży, przypomina Jarosławski dworzec w Moskwie, na drugim końcu najsłynniejszej magistrali kolejowej. Przejście nad torami łączy plac dworcowy z portem pasażerskim, skąd można popłynąć promem do Japonii czy Korei. Turystów jednak zdecydowanie mniej, niż w takim, przykładowo, Irkucku - większość wybiera jednak odgałęzienie Transsibu do Pekinu...

Czuję się dziwnie, ale jetlag jest mniej dotkliwy, niż myślałam. 9-godzinny lot też nie był taki straszny, miałam indywidualne centrum rozrywki, zaopatrzone w gry, seriale i szeroki wybór filmów, a także kilkanaście kanałów muzycznych. Zobaczymy, jak będzie w drugą stronę...



3 komentarze:

  1. O, psiakość, psiakość! Jak ja zazdroszczę tego Władywostoku! To jedno z takich marzeń od zawsze. Napatrz się za mnie, proszę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anka, no muszę się tam zebrać! proszę poobserwuj, czy w czasie wiatru psy tam faktycznie latają:) Pozdrowienia z Krakowa jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  3. aha, u mnie się już nie trzeba rejstrować:)

    OdpowiedzUsuń