środa, 21 sierpnia 2013

283.

Powoli, powolutku zaczynam wywozić rzeczy, których przez ponad cztery lata trochę się nazbierało. Ale mi jakoś nie wychodzi.
Na urlop wyjeżdżałam z wielką walizą, której nie mogłam oderwać od ziemi. 
Wróciłam też z wielką walizą, której nie mogłam oderwać od ziemi...

Znajomy jedzie do Polski samochodem. Załadowałam 9 wielkich kartonów. Myślicie, że coś widać? Myślicie, że czegoś ubyło? Akurat. A w aucie nie ma już więcej miejsca. A to tylko książki, jakieś planszówki, trochę farb do szkła czy innej porcelany, puzzle, 1/3 posiadanego lego, maszyna do chleba, mój domek dla lalek - to, bez czego można się zupełnie spokojnie obejść przez dłuższy czas. To, czego braku NAWET NIE ZAUWAŻĘ.

Yyyy... to może nie należało tego pakować do kartonów, tylko na śmietnik?

Przy czym rozstawianie - nawet czasowe - z książkami było bardzo bolesne. Nie dlatego, że muszę je ciągle czytać, do tego mam czytnik, jakąś ulubioną pozycję zawsze można nań wrzucić. Dlatego, że dom natychmiast zrobił się dziwnie pusty i jakiś taki... hotelowy. Przestaje powoli być domem, zaczyna tym, czym jest naprawdę - służbowym mieszkaniem.

Nie wyobrażam sobie pakowania naczyń, garów, mikrofali, ubrań, rolek, nart, durnostojek własnej roboty, obrazków, nie wyobrażam sobie, jak ja to załaduję do jakiegokolwiek środka transportu, a co gorsza - nie wyobrażam sobie, jak ja to wstawię do mojego warszawskiego mieszkania, które przecież nie jest puste. I, khm, khm, obawiam się, że nie ma tam więcej miejsca na książki, bo regał dokupiony rok temu już się zapełnił... W tę stronę jechałam osobowym samochodem zapakowanym po dach, a wiozłam też rower Młodej. W tamtą... absolutnie się nie zmieszczę.

A te cholery (książki znaczy), jak je znam, najpóźniej w ciągu pół roku znów zapełnią mi wszystkie półki w służbowym mieszkaniu i trzeba je będzie pakować do wielkich kartonów i wywozić do Warszawy. I skąd one się biorą?

5 komentarzy:

  1. Ja 5 lat temu wracałam do Małopolski po 5-letnim pobycie w Warszawie. Gdy jechałam do W., jechałam samochodem osobowym wypełnionym prawie po dach, a gdy wracałam - wracałam samochodem dostawczym. Zanim jednak wróciłam, przez miesiąc sprzedawałam różne niepotrzebne rzeczy na Allegro, a część z nich jeszcze przez jakiś czas po powrocie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocianna a co to za problem mieszkasz dosc wysoko wiec otworzyc okno w nocy - aby w dzien nie uszkodzic kogos z kolezenstwa Twojego getta, i po problemie
    a na pozwaznie ja zjezdzam tez z Moskwy od wrzesnia 2012 roku (tak dlugo bo kierownictwo krajowe nie zbyt rychlo podejmuje decyzje) i jeszcze nie wywiozlem wszystkiego, a jako samotny menczyzna napewno mam duzo mniej w tymczasowym ruskim domu, NOs do gory lepiej juz bylo......teraz moze byc tylko ...........tak jak sobie zazyczysz )::):):):)
    pozdrawiam i trzymam kciuki na zawiazywanych supelkach na pudelkach!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ja z książkami to na razie robię tak: przywożę i odwożę na bieżąco. No ale przez 4 lata, to rozumiem, że się musiało ich trochę zadomowić... W razie czego mogę coś wziąć od Ciebie i przywozić do Warszawy po trochu...

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, to znaczy jednego dostałam i dzisiaj odpisałam:)

    OdpowiedzUsuń