czwartek, 25 lipca 2013

Podejrzane życie - rozwinięcie. 309.

W poprzednim odcinku pochyliłam się z troską nad nowymi formami życia w moim zlewie. Nie, nie wyglądało tak, jak na tamtym obrazku. Zdecydowanie nie wyglądało, i należało pozbyć się go definitywnie.

www.uni-max.com.pl
Nie tut to było, jak mawiają Rosjanie. Ja wiem, że mam starą instalację, ale ja nie wiem, dlaczego ona się zatyka dokładnie wtedy, kiedy mam pełny, nie cierpiący zwłoki zlew (a wy ciągle o jednym?). Westchąwszy ciężko, wyjęłam starożytne ustrojstwo do przepychania rur, zwinięte któremuś z sąsiadów na wieczne nieoddanie. Ustrojstwo okazało się bezsilne. Westchnęłam więc jeszcze ciężej i spojrzałam z niesmakiem na otaczający mnie Armageddon. Nie mogąc pozwolić, by którykolwiek z przedstawicieli męskiej siły był świadkiem mojego upadku (a hodowla nowych form zdecydowanie wskazuje na degrengoladę totalną), wydostałam z zakamarka pod szafką sprężynę kanalizacyjną. Monotonnie kręcąc korbką, chichotałam radośnie, przypominając sobie okoliczności, w jakich ją nabyłam.

Bo wiecie, do mojego bloku jest przypisany konserwator. I on zajmuje się m.in. przepychaniem zlewów blodnynkom. Ale obrażony jest chyba na mnie śmiertelnie od czasów, kiedy to parsknęłam śmiechem podczas wykładu na temat dbania o zlewowe BHP po jego pierwszej interwencji w mojej kuchni. Wyobraziłam sobie bowiem - wybaczcie szczegóły - jak starannie przepycham przedmioty damskiej higieny przez kratkę odpływową, albo wręcz wyjmuję rurę poniżej syfonu, żebym mogła je wrzucić do głównej rury. Bo pan prosił, żeby nie wrzucać tego typu rzeczy do... no właśnie. Do zlewu. Kuchennego. Z kratką w odpływie. Z sitkiem na okruszki. I jeszcze żeby nie wrzucać doń zawartości odkurzacza, włosów ze szczotki i takich tam...
Oburzony był santechnik bardzo, że się nabijam, musiałam więc kupić sobie sprężynę, coby na przyszłość nie zmywać patelni w umywalce.

NB wspomniana wyżej męska siła, która ze mną sąsiaduje, w zdecydowanej większości wygląda bardziej na siłę intelektualną, z którą można pogadać o literaturze staroangielskiej albo malarstwie barokowym, niż techniczną, nadającą się do wyrwanych gniazdek i zatkanych odpływów. Co prawda na widok klucza nr 10 w mych prosto od manicurzystki dłoniach odpędzają mnie od dzieciakowego roweru, ale kiedy oddalają się, dumnie prężąc pierś, szybciutko poprawiam ich niedoróbki...

Ech, gdzie ci mężczyźni...

1 komentarz:

  1. ja mam takiego na stanie co to mu rece z wlasciwego miejsca rosna, ba - jak sie nudzi to roboty w domu sobie szuka i nawet (o zgrozo! sam okna myje)
    ale zgadzam sie w pelni ze to gatunek wymierajacy

    OdpowiedzUsuń