wtorek, 25 czerwca 2013

Niżnij Nowgorod... po ludzku. 339.

O poranku nie poleciałam jednak do Boga, niesiona śpiewem chórów anielskich, tylko zbiegłam na dół, do źródła tych czarownych dźwięków. Minęłam po drodze towarzyszy, spragnionych strawy bynajmniej nie duchowej, czekających na otwarcie stoiska monopolowego w pobliskim sklepie. Przypomniałam sobie, że nie wzięłam chustki na głowę, więc zwiedzanie cerkwi, zwłaszcza podczas liturgii, odpadło natychmiast. Znalazłam za to nowiutki deptak, Woskriesienskuju, po której sunęły majestatycznie tramwaje, i która doprowadziła mnie do placu pod kremlem, z kopią moskiewskiego pomnika Minina i Pożarskiego. Stąd bowiem wywodzili się ci dzielni mężowie, którzy nie wpuścili nas na tron Rurykowiczów.

Kreml - jak to kreml, warowny, o grubych murach i groźnych wieżach, mieszczący siedziby władz podmiotu Federacji, muzeum, "pałac zjazdów" pasujący do całości jak pięść do nosa, z parkingiem dla gubernatora, i jeszcze jedną cerkiew, i wystawę sprzętu wojskowego okresu II WŚ.

Jak wspomniałam, tu urodził się Maksym Gorki, więc to ten pseudonim miasto przyjęło na prawie 70 lat. Dlatego do historii przeszły wojskowe gaziki, a nie naziki (swoją drogą, koszmarna gra słów by z tego wyszła), od Gorkowskiego Automobilowego Zakładu, zbudowanego przy wydatnej pomocy Forda. Oprócz gazików produkowano tu pojazdy opancerzone, czołgi T-70 u T-80, amunicję do Katiusz, a po wojnie Pobiedy, Wołgi i Czajki... Współczesne wołgi nie cieszą się zbytnim powodzeniem, więc dziś GAZ jest producentem przede wszystkim ciężarówek.

A przed Kremlem plac z "grającą" fontanną, od którego promieniście rozchodzą się uliczki. Jedna z nich stanowi deptak właściwy, zadbany, ze starannie odnowionymi elewacjami i całym mnóstwem odlanych z brązu obywateli z różnych epok. Z zegarem, umiejscowionym dość nieoczekiwanie obok budynku byłego banku, wiąże się zabawna historyjka. Otóż podobno w sąsiedniej kamienicy rezydował ekscentryczny arystokrata, który zwykł śniadaniować, hmmm, w negliżu. Mieszkańcy przyzwyczaili się do niego i nie stanowił żadnej sensancji, tyle że miasto miał odwiedzić jakiś VIP, może sam car nawet. Nie było mowy, by obrazę moralności usunąć z własnego mieszkania, przed oknem feralnego pokoju postawiono więc zegar, który przesłonił gorszący widok...

Starówka niżegorodzka jest bardzo przytulna i jakby kupiecka w duchu - miasto przecież słynęło przez wieki ze swojego jarmarku, którego olbrzymi teren rozciągał się po drugiej stronie Oki, dokładnie tam, gdzie łączy się ona z Wołgą. Dziś usiłuje się odnowić te tradycje, na razie odnowiono zabytkowy pawilon główny targów :) Niżnij zresztą - strategicznie położony, od zawsze (1221 r.) bogaty - pozostał ważnym, liczącym się w Federacji miastem, ma w końcu 1,2 mln mieszkańców.

Metra nie zwiedziłam, ale mają tam ciekawostkę turystyczno-transportową: kolejkę linową, łączącą Niżnij z miasteczkiem po drugiej stronie Wołgi. To podobno największa kolejka w Europie, a używana jest do szybkiego przedostania się przez rzekę, bo w tym miejscu nie ma mostu. Ja tylko przejechałam się tam i z powrotem, bo czas do "Łastoczki" niebezpiecznie mi się kurczył. "Łastoczka" to mniej komfortowa krewna Sapsana, oba pociągi w ciągu czterech zaledwie godzin pokonują 400 km do Moskwy, co sprawia, że wygrywają nawet z samolotami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz