niedziela, 12 maja 2013

Muzeum Gułagu

Jakiś czas temu trafiłam do Muzeum Gułagu. Trafić dość łatwo, to na Pietrowce, vis-a-vis pięknego Marriotu z jeszcze ładniejszą uliczką, na której kupić można m.in. apaszki od Hermesa i inne takie.

Muzeum jest maleńkie: jedna sala wystawowa, jedna "kinowa" i jedna z wystawą czasową. Koniecznie trzeba poprosić o przewodniczkę (marne 300 rubli), ale mnie się trafiła pani, która trzymała mnie w niewielkiej sali przez 1,5 h i skończyć za skarby świata nie mogła. Opowieść była chyba zbyt dokładna, bo strasznie mało z niej zapamiętałam. Wynikało z niej zresztą, że zdecydowana większość specłagów (umieralni) zamknięta została w 1954 roku, zostały tylko "normalne" obozy, i że dziś Gułagu już nie ma. Niepotrzebnie też przyznałam się, że czytałam Sołżenicyna i wyrwałam się z wiedzą, że pierwszy łagier systemu powstał na Sołowkach - bo pani rozmawiała od tej pory ze mną jak ze znawcą tematu (no, Jeżow, to pani wie na pewno, mały i wredny, "Krwawy Karzeł", właśnie takie gnidy zakomplesione są najokrutniejsze, przedtem Jagoda, zna pani z pewnością te okoliczności...) - a ja pojęcie może jakieś miałam, ale umiarkowane. 

Po prawej stronie sali były dokumenty, akty prawne, art. 58 etc. Po lewej - rzeczy osobiste zeków, przekazane do muzeum przez nich samych czy ich rodziny. Tu przewodniczka (kończył nam się czas) mówiła bardzo po łebkach, i może dlatego zrobiło to na mnie takie wrażenie. Był na przykład węzełek, przygotowany, gdyby przyszli... przyjść mogli w każdej chwili, więc żeby nie pakować się w pośpiechu, prawie każdy miał przygotowane rzeczy na na wypadek aresztowania. To mnie przeraziło. Do tej pory kierowca, ciut starszy ode mnie, który czasami gdzieś mnie podrzuca, woła mnie "с вещами на выход" - to z tamtych czasów jeszcze...

Nie wiem, czy polecam to muzeum.


8 komentarzy:

  1. Nie trafiłam jeszcze do tego muzeum, trzeba zapisać na następny raz. Byłam na zwiedzaniu Caricyno z przewodniczką, też 300 rubli, i także niewiele z tego pamiętam. Ale te informacje, które poznałam w czasie tej wycieczki powracają w innych sytuacjach i wtedy układają się w odpowiednią szufladkę. Mam nadzieję spotkać się ze słynną i sławną Kocianną następnym razem w Moskwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moi dziadkowie mieli taki węzełek. Tu w Polsce, zaraz po wojnie. Dziadek był "wrogim elementem", różne rzeczy mogły się zdarzyć. I nie dziwię się, że nie wiesz, czy polecasz. Żadna literatura i żadna wiedza nie jest w stanie przygotować na widok takiego węzełka. "С вещами..."
    A pani podziela zdanie Władimira Władimirowicza, że dziś Gułagu nietu, że już tylko sami kryminalni siedzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wezelek gdyby przyszli... Trudna jesthostoria Rosji.
    Loyd

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba sobie je odpuscimy przy wycieczce panieńskiej.

    Ewelina.

    Czytam właśnie dzienniki kołymskie,świetna książka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Stanowczo nie polecam tego muzeum - jest zakłamane i to na tyle, że bardzo się zdanerwowałam jak z niego wyszłam... w sumie to nie wiem czego sie spodziewałam... przecież wiadomo, ze to Rosja a tu niewygodną prawdę się ukrywa. Jedyne, co mozna wywnioskować po obejrzeniu muzeum, to to, że Stalin i Lenin wielkimi byli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yyy, no chyba się nie zgodzę. W każdym razie o wielkości tych dwóch tam nie było ani słowa. Może raczej o tym, że byli wielkimi... szaleńcami?

      Usuń
    2. A może jakiś przykład zakłamania? Co Panią tak wzburzyło?

      Usuń
  6. Za stanu wojennego jeden taki miał węzełek. Spodziewał sie, że zgarna go z miasta, więc chodził z tą swoją pastą do zębów.
    Ale wiecie co? Zgarnęli go z domu. I był pod takim wrażeniem, że go ze sobą nie zabrał..

    OdpowiedzUsuń