środa, 15 maja 2013

Cichy zakątek

Jest takie nieoczekiwane, dobrze ukryte miejsce w Moskwie. Na mapie wygląda jak malutka zielona plamka, skwerek jakiś, z ulicy zupełnie nie można go dostrzec, bo też wejście jest specyficzne. Trzeba bowiem wejść do nowoczesnego, przeszklonego budynku o metalowej konstrukcji, przy czym wejść nie wprost z ulicy, tylko po drewnianym podeście za brzózkami w donicach. Budynek mieści knajpki, księgarnię, kwiaciarnię chyba i parę innych miłych oku rzeczy, a także kasę. Po uiszczeniu 150 rubli można przejść... na drugą stronę.
I nagle - zamiast na hałaśliwym Prospekcie Mira - znajdujemy się w zielonej oazie. Nie jest to miejsce bardzo ciche i spokojne, zwłaszcza w sobotnie południe, ale niewątpliwie daje wytchnienie od miasta. 
Mowa o Ogrodzie Aptekarskim, czyli najstarszym ogrodzie botanicznym Moskwy, z końca XVII wieku.

Ogród przechodził różne koleje losu, spłonął między innymi niemal doszczętnie w 1812 roku, a i okres między rewolucjami nie przysłużył mu się specjalnie, bo zamiast szlachetnych ziół i niezwykłych roślin sadzono w nim wtedy... ziemniaki. 
A dziś... dziś trudno powiedzieć, co w nim tak naprawdę jest. Byłam tuż po wybuchu wiosny, tydzień temu, kiedy w upalnym majowym słońcu kwitły dziesiątki odmian tulipanów, magnolia i jakieś niepodpisane drzewo. W ogrodowej sadzawce pluskały królewskie ryby (uważniejszy rzut oka pozwolił dostrzec, że zjadały one żywcem swoją chorą koleżankę), nieco dalej wygrzewały się na słońcu żółwie. Tajemnicza drewniana ścieżka prowadziła na tyły oranżerii, żeby... skończyć się ślepo przy jakiejś dalekiej od romantyzmu ścianie z porzuconymi narzędziami budowlanymi.
Kolejny staw opatrzony był tabliczką "zakaz kąpieli", ale zdecydowanie nie nastrajał on do zanurzenia się w zielonkawą toń o konsystencji zupy jarzynowej. 

Rośliny opatrzone były tabliczkami w sposób wielce dowolny. Całość, z przymrużeniem oka, można by określić stylem angielskim... tylko że obrazki ogrodów angielskich jednoznacznie wskazują na idealnie przystrzyżony trawniczek, a tam trawy (jeszcze?) nie było. Były za to tablice z naukowym wyjaśnieniem,  dlaczego pnie nie są bielone, gleba nie jest skopana i takie tam. 

Zapewne wybiorę się tam raz jeszcze, na wycieczkę z przewodnikiem. W ten sposób można się dostać m.in. do oranżerii... Może być ciekawie. 


2 komentarze:

  1. Następne piękne miejsce odkryte przeze mnie dzięki Kociannie. Moja przewodniczka po Moskwie. Dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to jedziemy.
    Dziękujemy za wszystkie rady.
    Pochwałę sie jak było.
    Pozdrawiam.
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń