wtorek, 2 kwietnia 2013

Muzeum żydowskie

Niedawno zupełnie, zaledwie kilka miesięcy temu otwarte muzeum robi piorunujące wrażenie z bardzo wielu względów. Najbardziej chyba przypomina Centrum Kopernik, przy czym jest wyjątkowo multimedialne, a mieści się w dawnej zajezdni autobusowej, zabytkowym kompleksie budynków, stosunkowo niedawno przekazanym miejscowej gminie żydowskiej. Gmina wykorzystuje go wspaniale, dla dobra całej okolicznej ludności - w dawnym biurowcu działa centrum sportowo-rozrywkowe z basenem, w połowie garażu centrum animacji kultury "Garaż" z fascynującymi wystawami i wydarzeniami artystycznymi, a druga połowa posłużyła właśnie do stworzenia Muzeum i Centrum Tolerancji.

Styl high-tech, w którym utrzymane jest Muzeum, świetnie pasuje do stuletniej czerwonej cegły i nitowanych elementów konstrukcyjnych, a open space z wydzielonymi delikatnie strefami funkcjonalnymi i bez sufitu daje wrażenie wielkiej przestrzeni, niemalże cybernetycznej, w której można sobie dowolnie surfować. I tu ważna uwaga: warto właśnie surfować samodzielnie, w swoim tempie, przechodząc do tych "linków", które wydadzą nam się interesujące, a nie zamawiać wycieczkę. To rzecz bardzo nietypowa dla rosyjskich muzeów, ale tu właśnie jest istotne. Albowiem ponieważ przewodnicy tutejsi nie mają wbudowanego guziczka "play", odpowiadającego za wysoce profesjonalną wypowiedź na temat nowożytnej historii judaizmu w Rosji i ZSRR. Nie mają też specjalnej wiedzy na ten temat. Przewodnicy tutejsi mają dredy albo kolorowe podkolanówki i umieją naciskać guziczki "play" w multimedialnych prezentacjach i pokazywać bajery, i na tym tak naprawdę kończą się ich kompetencje.

Z bajerów mamy wszystko. Mamy taki trochę przerośnięty tablet, na którym można znaleźć, połączyć i posłuchać w jidisz i/lub po herbajsku przysłowia czy powiedzonka żydowskie (spodobało mi się zwłaszcza "a żeby ci wszystkie zęby powypadały, a jeden by został, żeby bolał!", są tablety zwykłej wielkości, w których można dowiedzieć się o historii diaspory żydowskiej na całym świecie, wskazując odpowiednie miejsce na mapie, mamy elektroniczny wskaźnik do czytania Tory, na stolikach kawiarnianych leżą gazety, których strony można przekładać pociągnięciem palca. Przy szabasowym stole siedzi hologramowa rodzinka - jeśli dotkniemy świecy, mama z córką zapalą ją i odmówią modlitwę (a my dowiemy się, że świece zapala się 18 minut przed zachodem słońca), jeśli kieliszka - ojciec rozleje wino, jeśli spróbujemy odkryć ściereczkę na koszyku - ojciec odkryje i rozłamie chałki. U krawca można zrobić sobie zdjęcie i przymierzyć różne rodzaje strojów (a potem odebrać taki fotomontaż w muzealnym sklepie), na targu w beczce z ogórkami odbijają się twarze handlarzy, sztetl, jednym słowem. 
Część poświęcona II WŚ z dwóch powodów musiała być monumentalna: pierwszy to, oczywiście, Zagłada, drugi to II WŚ w świadomości Rosjan. Na wielkim kinowym ekranie wyświetlane są świadectwa ocalałych, fragmenty filmów i zdjęć z masowych mordów, ale i chwila zatknięcia czerwonego sztandaru na Reichstagu, a obok stoi T-34 (współprojektowany m.in. przez Adolfa Dicka), przy wyrastających z podłogi "mikrofonach" rodem z Teletubisiów można posłuchać napisanych przez Żydów wojskowych piosenek (m.in. słynnej Katiuszy). Osłonięte jest miejsce zadumy, w którym można zapalić świeczkę za pomordowanych.


Bardzo enigmatycznie zaznaczono losy rosyjskich Żydów po wojnie. W typowej "chruszczowce" hologramowemu dziadkowi i babci wnuczka w pionierskiej chuście czyta o "spisku lekarzy", a o pochodzeniu rodziny świadczą chyba tylko wybór dzieł Szolema Alejchema czy otrzymana właśnie paczka z Ameryki. Młodzi ludzie opowiadają sobie dowcipy, jak to podczas egzaminu adept historii chwali się swoją dobrą pamięcią: "mam 8 dni, i stoi nade mną jakiś stary Żyd, który właśnie odciął mi drogę do studiów doktoranckich", czy jak to Rabinowicz na pytanie o to, czy nie chce emigrować, odpowiada "A po co? Tu mi też źle". 

Pieriestrojka i nowa, dziwna rola "post-radzieckich" Żydów - nie ma dla nich miejsca w nacjonalistycznej rzeczywistości narodów, które właśnie odzyskały prawo do samostanowienia, raz - bo to przedstawiciele obcej nacji, dwa - bo to nosiciele kultury rosyjskiej, "zaborczej". 

Duże wrażenie robi film 5D o dziele Stworzenia, zwłaszcza szarańcza, wrednie cykająca tuż za uchem, i dobrze odczuwalne trzęsienie ziemi. Film wyświetlany jest w specjalnej sali kinowej w centralnym punkcie muzeum. Po drugiej stronie ściany jest centrum tolerancji, w którym można na tabletach zrobić sobie psychotesty o własnej tolerancyjności czy wirtualnie przedyskutować filmy o przybyszach z Kaukazu czy niepełnosprawnych, a nad salą mieści się lektorium, do którego zapraszane są m.in. znane feministki.

Warto, zdecydowanie warto tam pójść. Zarówno dla historii Żydów w Rosji (NB, czy wiecie że zaczyna się ona tak naprawdę od zaborów? Bo wszak ziemie Katarzyna II przejęła z dobrodziejstwem inwentarza, czyli z Żydami, których w Rosji wcześniej prawie nie było...), jak i dla samego muzeum, które jest ciekawie zrobione. Na tyle ciekawie, że nawet moja zblazowana córka się tam nie nudziła.

1 komentarz:

  1. Kocianna odkrywa nieznane mi obiekty i miejsca Moskwy. Nigdzie nie natknęłam się na informację o tym muzeum. Opis poetycki i jednocześnie szczegółowo konkretny. Może powstanie z tego przewodnik po Moskwie, przewodnik specyficzny,będę pierwszą czytelniczką, zaklepane :)

    OdpowiedzUsuń