poniedziałek, 5 listopada 2012

Las botaniczny

W Moskwie są co najmniej trzy ogrody botaniczne. O dużym, ciekawym, wpuszczającym "tylko z wycieczką" ogrodzie MGU już pisałam. Jest też malutki "Ogród Aptekarski", o którym napiszę na wiosnę, kiedy znów go otworzą. A jest też 30 ha ogrodu Akademii Nauk, rozciągającego się na olbrzymim terenie między WDNH, stacjami Władykino  i Botaniczeskij Sad.

Ogród pełen jest sprzeczności.
Po pierwsze, nie wolno w nim jeździć na rowerze. Ale pobierana jest osobna opłata od cyklistów.
Po drugie, jest zamknięty dla zwiedzających od 15 października do 29 kwietnia. Informuje o tym duża tabliczka przy na oścież otwartej furcie.
Po trzecie, wstęp jest płatny. Przez wszystkie bramy i bramki, prócz jednej. Przynajmniej w sezonie. Nie wiedząc, że sezon skończył się trzy tygodnie temu, poszłyśmy szukać tajnej bramki. Okazało się, że wszyscy o niej wiedzą, i że dojście jest bardzo szczegółowo i wesoło opisane w internecie. Postanowiłyśmy z tej wiedzy skorzystać :)

Tajna bramka miała być kiedyś główną bramą. Dlatego najbliżej położona stacja metra nazywa się Botaniczeskij Sad. I stacja metra ma nawet wskazówkę do ogrodu, mimo, że przejść trzeba dobre 800 metrów, i nigdzie więcej tych wskazówek nie widać. 
Najpierw trzeba wejść do lasu. Ale to jeszcze nie jest las botaniczny, choć bardzo piękny. Składa się głównie z brzóz, dębów i modrzewi. Potem jest Jauza, mostek przez nią, łączka z bagnistą ścieżką i ulica, przez którą nie ma oficjalnego przejścia, co więcej, pobocze jest odgrodzone metalową wstęgą. I w tym miejscu trzeba wiedzieć, gdzie iść. Bo po chuligańskim przejściu ulicy trafiamy na płot stacji przekaźnikowej z olbrzymimi talerzami anten satelitarnych. I między tym płotem a kolejną rzeką, Kamienką, wydeptana jest ścieżka, bardzo, bardzo błotnista. MNÓSTWO ludzi tamtędy chodzi. Ścieżka prowadzi do dziury w innym płocie. To jest właśnie THE furtka.


Nie słychać już za nią samochodów. Od czasu do czasu donosi się stukot przejeżdżającego pociągu. A poza tym świergot ptaków... Na początku listopada barwy są już skromne - złocą się modrzewie, czerwieni kalina, mech na pniach wydaje się być wściekłozielony. Tym lepiej widać zalotną wiewiórkę, fruwającą pomiędzy drzewami z jakimś czerwonym owocem w pyszczku, i małe żółte stworzonko z czarną pręgą na grzbiecie i szczurzym ogonem, i sikorki z wróblami, urzędujące w karmnikach zrobionych z dziesięciolitrowych plastikowych baniaków. Nie są one piękne... ale robi się je szybko i starczą pewnie na wieki.

Jak na zamknięty ogród, były w nim tłumy ludzi. Liczne tłumy. Z wózkami, hulajnogami i na rowerach. Nie było wypożyczalni sprzętów wszelakich, budek z hotdogami i sprzedawców lodów. Nie wolno deptać trawników i urządzać pikników. Myślę jednak, że miejsce warte jest całodziennego spaceru z kanapkami, oranżadą i herbatą w termosie, wypitą na jednej z ławczek. Również poza sezonem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz