niedziela, 7 października 2012

Rusik i Miłka

Tak Młoda przechrzciła operę, na którą od dłuższego czasu miałyśmy bilety. Do "Nowej Opery" zresztą. Chyba kiedy wyjazd do Moskwy był dopiero planowany, Babcia znalazła stronę "Nowej Opery" w sieci i zachwycała się "Rusłanem i Ludmiłą", i "Koszkinym Domem", na który nie udawało mi się dostać biletów aż do dziś, kiedy Młoda już jest za stara...
A co Rusika z Miłką, to mamy mieszane uczucia. 
Poszłyśmy zupełnie nieprzygotowane. Ja niby znam poemat Puszkina, ale czytałam go ładnych kilkanaście lat temu i okazało się, że niewiele pamiętam. Młoda wiedziała z grubsza, o co chodzi, ale bardziej z odwołań literackich, niż z oryginału. I, mówiąc szczerze, nawet zakup programu ze szczegółowym libretto niewiele nam pomógł. 
Oryginalną operę pocięto na kawałki i wymieszano tak, żeby była strawniejsza dla dzieci. Faktycznie, stroje były dla najmłodszych (Ludmiła miała marchewkowo-laserowe włosy), chór był aktywny i ciągle coś się na scenie niby działo - Młoda skarżyła się na dłużyzny. Podobało jej się, ale... najbardziej podobało jej się to, że z loży widać było dokładnie orkiestrę i że flecistami byli panowie. Znaczy, że flet to instrument nie tylko dla dziewczyn.
A ja, niby dorosła, nie kumałam ni cholery. Powinien być Rusłan i dwóch książąt, którym car obiecał rękę Ludmiły, jak ją znajdą. I jeden z książąt to... księżniczka. Ja rozumiem, że feminizm i tak dalej, ale dlaczego ta księżniczka rusza na ratunek Ludmile, zamierza wyjść za nią za mąż, czy jak? Czy chodzi jej o usidlenie Rusłana? Skąd się wzięła jakowaś obfita piękność z blond warkoczami w wieży, co o rycerza woła, i księżniczka do niej nadbiega?
Dobra, trzysta rubli to taniej niż kino, Młoda ma świetne usprawiedliwienie dla nieodrobionej pracy domowej z kształcenia słuchu, o ile zapamięta, że kompozytorem był Glinka, a ja mam zaliczoną edukację kulturalną dziecięcia w tym miesiącu. Idę na ticketland.ru szukać czegoś fajnego na ferie jesienne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz