Kiedy byłam w muzeum lalek, postanowiłam zrobić sobie laleczkę. Wykorzystałam czas, kiedy nie ma Młodej i mam dużo czasu... bo taka laleczka NAPRAWDĘ dużo czasu zajmuje.
I chyba nie będę więcej robić laleczek. Nie dlatego, że to czasochłonne, pracochłonne i upierdliwe.
Ja się tej laleczki bałam. Przez cały czas, kiedy modelowałam główkę - a to jest najbardziej skomplikowany etap - ja się jej po prostu bałam. Kiedy główka była gotowa, musiałam, po prostu musiałam narysować jej twarz choćby ołówkiem, bo nie dawała mi spać. Ponadto planowałam zrobienie wróżki albo driady, a wyszedł mi hinduski książe, przy czym zupełnie niezależnie od mojej woli, a nawet wbrew mojej woli.
Laleczka żyła sobie swoim życiem, a ja zrozumiałam, dlaczego w wielu regionach świata dawniej zabawki dla dzieci robiono bez twarzy. Moja zabawa twarz dostać musiała, inaczej zdawało mi się, że to golem.
Grzecznie więc malowałam oczy i usta, jak tylko wysychała kolejna warstwa papieru, tak, żeby prześwitywały przez następną warstwę. Osiem razy...
Teraz, kiedy lala jest gotowa, mogę w końcu posprzątać mieszanie (to zaskakujące, jak może zasyfić chałupę jedna dorosła osoba, i to akurat ta, która najczęściej w niej sprząta i powinna mieć pewne nawyki zinternalizowane). W samą porę, bo skończyły mi się czyste kubki. A miałam ich dużo...
Rety...
OdpowiedzUsuńDaj instrukcję, jak się robi takie coś. Ale porządnie, z detalami, co?
Jeśli czytasz po rosyjsku, to podlinkuję :)
UsuńNo niby czytam. Acz wątpię, żebym rozumiała terminy stosowane przy produkcji lalek...
OdpowiedzUsuńSprobuj tu.
Usuńhttp://www.kukolnihdelmaster.ru/9_kukly_iz_papjemashe
A jak nie dasz rady, to napisze, jak ja to robilam.