wtorek, 3 kwietnia 2012

Wielkanoc

zbliża się wielkimi krokami. A ja zamiast interesować się malowaniem pisanek, szukam w necie tutoriali robienia lalek. Na razie jednak lalki mnie przerastają.
Młoda jakiś czas temu miała w polskiej szkole śniadanie wielkanocne. Szkoła cierpi na brak odpowiedniej powierzchni dla tego typu zgromadzeń - sale recepcyjne Ambasady nie mają wystarczająco kameralnej atmosfery, a sale szkolne są po prostu zbyt małe, bo też i klasy nie są zbyt liczne.
Szkoła cierpi, ale rodzice stają na wysokości zadania, więc oprócz ciast i jajek pod różnymi postaciami była nawet... biała kiełbasa (a żeby tu dostać jakąkolwiek kiełbasę przypominającą żurkową trzeba się mocno nachodzić).
(zdjęcie dzięki uprzejmości tosi.ru)

Bez Młodej poszłam święcić palmę. Gdyby Młoda była, wyszukałybyśmy gałązki wierzbowe i ozdobiłybyśmy je bibułowymi kwiatkami, jak miałyśmy w zwyczaju przez ostatnie lata, ale że matka chwilowo bezdzietna lubi iść na łatwiznę, to palma została nabyta przed kościołem. Rosyjskie palmy zdecydowanie różnią się od polskich, a o bibułowych kwiatkach to chyba tu nawet nie słyszano. Ani o konkursach na najdłuższą. Jedna witka z baziami  i cieplarniany goździk, albo palmowa gałązka z margerytką, jak na załączonym obrazku...

1 komentarz:

  1. etam, jajka nie uciekną :D na ostatnią chwilę fajnie się wszystko robi :]

    OdpowiedzUsuń