sobota, 17 marca 2012

To nie fair!

Budzę się w swoim warszawskim łóżku (miło mieć swoją szczoteczkę, swoją piżamę  i ulubioną podusię w miejscu, które odwiedza się może sześć razy w roku), tak więc budzę się w swoim warszawskim łóżku maksymalnie wyspana o godzinie siódmej (ach, ta różnica czasu!) i co widzę? Co widzę, pytam się? Widzę słońce, wysoko już nad horyzontem, a raczej nad otaczającymi nas blokami. Wstało znacznie wcześniej, niż ja, żebym mogła pławić się przez chwilę w jego promieniach, ładując akumulatory życiodajnej energii.

W Moskwie o 7.30... dopiero zaczyna się szarówka, wypełzam niechętnie z legowiska i wywlekam dzieciaka. W pochmurne dni latarnie uliczne gasną tuż przed naszym wyjściem z domu.

O tym, że na wale wiślanym kwitnie forsycja, a rzeka Moskwa wciąż skuta lodem już nie wspominam.

To niesprawiedliwe!

2 komentarze:

  1. Super, już sie nie mogę doczekać, kiedy pójdę w Twe ślady. Moskwa nadal zimowa...
    ps- fajne nowe tło!

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, jaka szkoda, że dopiero dziś do Ciebie zajrzałam! Zaprosiłabym Cię na kawę w ramach podziękowania za pomoc w sprawie pewnego dziennikarza ;) Daj znać, kiedy następnym razem będziesz u siebie :)Uściski! Mała-Muu

    OdpowiedzUsuń