niedziela, 5 lutego 2012

Lubię zimę do pewnego stopnia.... Celcjusza

Ciepło się zrobiło. Zresztą, sami się za jakiś tydzień przekonacie, że -10 to ciepło. Wychodzisz z domu i cię nie zatyka, ulice i chodniki pokrywa błoto pośniegowe (tutejsza chemia do jezdni jest naprawdę skuteczna), mokro. Tylko że razem z wyższą temperaturą przyszła wilgoć, która sprawia, że to ciepło jest... przejmujące. I o ile wczoraj spokojnie sobie szłam do pubu (z buta, 20 minut) w wełnianej mini i płaszczu i spokojnie gadałam po drodze przez komórkę, trzymając ją gołą ręką przy -18, to dzisiaj w dżinsach, puchówce i rękawiczkach zmarzłam, choć było o 8 stopni cieplej.

Mróz trzymał jakieś 2 tygodnie, jeszcze we wtorek będzie koło dwudziestu i to byłby koniec groźnej zimy. Reszta będzie przyjemna...

1 komentarz:

  1. U mnie też -10 i rzeczywiście traktuję to jako "ocieplenie" ;-) Ale goła ręka przy -18 to już dla mnie hardcore :-)

    Sówka

    OdpowiedzUsuń