wtorek, 1 listopada 2011

Moje miasto, a w nim... ulice pozamykane

Ja jestem element napływowy, co mu słoma z butów i tak dalej, ale męża mam warszawiaka z babki prababki, patriotę lokalnego i zawodowca (bez afiliacji), więc zakochując się w mężu, w stolycy też się zakochałam. 

W Warszawie jestem w domu.
A że bywam w nim rzadko, to...

to zauważam zmiany. Czuję się tak, jakbym oglądała filmy z życia roślin, te, w których kamera robi jedno ujęcie co kilka godzin. Tym razem zmian jest mnóstwo, i dają przedsmak tego, co czeka mnie po powrocie. I nawet trochę mi głupio, że na ten trudny okres zwiałam. Most rośnie, więc ulice pozamykane. Przejazd kolejowy, na którym roku pewnego spędzałam kilka razy w tygodniu nawet i dwa kwadranse, zamienia się w elegancki wiadukt (a przecież tam prywatne posesje i w ogóle niedasię), ale ... ulice pozamykane. Trasa Toruńska zamyka się w kosmicznych tunelach napowietrznych, i znów - ulice pozamykane. A jak się funkcjonuje bez Świętokrzyskiej, bez Królewskiej, bez Śpiących?

Wiecie co? Boże Narodzenie też spędzę w Warszawie. Jak ja do tego tęskniłam...

1 komentarz:

  1. Ania, wyslalam Ci maila na gazeta.pl, mam pytania, to dotyczy Denisa.

    OdpowiedzUsuń