poniedziałek, 3 października 2011

Wyprawa dwóch blondynek i backpackera

Dwie Blondynki i Facet z Plecakiem wybrali się na przełomie września i października nad Bajkał.
Blondynki też miały plecaki, ale mniejsze i lżejsze, a Facetowi wepchały namiot i resztę ekwipunku, który im się nie mieścił. Blondynki uznały, że przełom września i października na Syberii Wschodniej to doskonały czas na spanie w namiocie, a Facet z Plecakiem jest Twardzielem.

Jedna z Blondynek (znaczy ja) nie zgodziła się na podróż do Irkucka plackartą, chociaż wizja spędzenia trzech dni w kolei transsyberyjskiej była kusząca. Jednakowoż standard wyższy od plackarty kosztował więcej, niż samolot, a urlopu też za dużo nie było. Pięć godzin w samolocie nie brzmi najgorzej, prawda? Całe towarzystwo wylądowało więc o siódmej rano w Irkucku, z pewnym zdziwieniem konstatując panującą tam ciemność.

Blondynki złapały jeńca i dowiedziały się, czym dotrzeć z lotniska na dworzec kolejowy, albowiem wyczytały w internecie, że z owego dworca odjeżdża autokar na Olchon. Nie uwzględniły faktu, że kursuje tylko latem (ale o tym później). Na przystanek podtoczył się japoński gruchot służący za środek komunikacji miejskiej, a kierowca zakrzyknął gromkim głosem, żeby wsiadać, bo mimo, że jego trasa prowadzi gdzie indziej, to nas blisko podrzuci, a o tej porze i tak nic nie jeździ. Blondynki przyznały mu słuszność, Facet z Plecakiem pokornie dźwigał swoje brzemię.

Autobus był wesoły. Za oknami migały latarnie rozświetlające puste ulice, w środku grało radio, a tablica informacyjna z numerem pojazdu zrywała się z zaczepów przy każdym hamowaniu, wzbogacając muzyczkę dolatującą z głośników o dodatkowy efekt perkusyjny. Kierowca wypuścił nas na moście, faktycznie sto metrów od jednego z głównych przystanków Transsibu, i odjechał, mrugając porozumiewawczo kierunkowskazem.

Blondynki i Facet z Plecakiem wyruszyli na zwiad w celu określenia przystanku autokarów do Chużyru. Zwiad okazał się jednak bezskuteczny. Odpytywani jeńcy nie mieli pojęcia o takowym przystanku i odsyłali na dworzec autobusowy. Sytuacja stawała się dramatyczna, ponieważ rzeczony pojazd miał wyruszać o godzinie 8.00, która zbliżała się nieuchronnie, jak wskazywał dworcowy zegar. Znaczy się, zegar wskazywał czas moskiewski i pewnego wysiłu wymagało od nas każdorazowe dodawanie doń pięciu godzin, jednak upływ czasu widoczny był wyraźnie. Ponadto bankomaty odmawiały współpracy, a na monity kierowane do Polski uzyskiwano odpowiedź, że jest środek nocy i centrum operacyjne nie działa.

Druga blondynka nie mówiła po rosyjsku, Facet z Plecakiem czekał cierpliwie.
Powoli świtało.

2 komentarze: