niedziela, 9 października 2011

Rosyjska bania

Wstyd się przyznać, ale w życiu w bani nie byłam. Nie mówiąc o drugiej Blondynce. Facet z plecakiem był tajemniczy. Wiedziałam mniej-więcej, jak taka bania wygląda, i moje przewidywania się spełniły, szoku kulturowego nie doznaliśmy. U Nikity płatna bania niewiele się różni od bezpłatnej, poza tym, że mogliśmy siedzieć w niej całą godzinę. Na początku wydawało nam się to czasem zbyt długim, potem - zbyt krótkim... Co nie zmieniło zresztą faktu, że porządne, cywilizowane mycie się to tam raczej nie jest możliwe...

Bania składa się z priedbannika, w którym jest stół i ławeczki - można tam się rozebrać, a później wypić np. kwasu albo piwka. Potem jest mylnia, albo mojecznaja, gdzie stoją beczki z wodą (zimną!) i cebrzyki. A potem sama bania, opalana na biało, tzn. piec zaopatrzony jest w komin, i to miejsce przypomina już "normalne" sauny parowe spotykane w europejskich spa. I człek, rozgrzany i spocony po wyjściu polewa się ku większej przyjemności wodą z cebrzyka.

Za pierwszym razem przyjemność była wątpliwa. Za drugim było lepiej, a za piątym odważyłam się nie tylko polać, ale i namydlić, spłukać pianę i umyć włosy. Potem, niestety, skończył nam się czas :(

Ale podczas naszego drugiego seansu w bani, tym razem legalnego, polewanie się było już prawdziwą rozkoszą....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz