piątek, 1 lipca 2011

Oniegin, klnę się na mą szpagę, żem zakochany jest w Tornagi!

zaśpiewał podczas spektaklu, samowolnie zmieniając libretto, wybitny bas rosyjski, Fiodor Szalapin.

Mam czas. Mam towarzystwo. Mam muzea. Więc korzystam z tej kombinacji jak mogę (myśl skradziona). I kolejna skradziona myśl - żeby Moskwę poznać, polubić, pokochać - trzeba ją poczuć w nogach. Co też czynię ostatnio bardzo intensywnie. 
Głowy Gogola jeszcze nie znalazłam - po drodze było kilka innych ciekawych muzeów. Na przykład muzeum Szalapina. Podoba mi się w tym zwiedzaniu to, że zaglądam tam z nudów właściwie, z braku lepszego zajęcia, nie dlatego, że jestem ogromną miłośniczką danej osobistości - a wychodzę już jako fanka. Tak było też w przypadku Szalapina, o którym wiedziałam tylko, że był jakimś artystą.

Okazuje się, że nie "jakimś", tylko wielkim. Na dodatek praktycznie samoukiem, z zaledwie podstawową ogólną edukacją formalną. Zaczynał jako chórzysta w cerkwi. Okazał się nie tylko posiadaczem wspaniałego głosu, ale i nowatorem, jednym z pierwszych, którzy w operze nie tylko śpiewali - ale grali i budowali dramaturgię postaci. Kochał też życie, i widać to w tym muzeum.

Do muzeum przyszłam nieco ponad godzinę przed zamknięciem i odniosłam nieodparte wrażenie (zwłaszcza pod koniec), że wszyscy czekają tylko, żebym już stamtąd wyszła. "Panie pozwolą, posłuchacie sobie muzyki, mam nadzieję, że trzy utwory wystarczą" - technik zawołał nas do tzw. "białego salonu", w którym stał sprzęt, i puścił nam dwa nagrania, zamiast obiecanych trzech: "bo nie zdążycie obejrzeć ekspozycji!". Grzecznie więc poszłyśmy oglądać ekspozycję, dość dobrze opisaną. Babcie, które jej pilnowały, bardzo chętnie odpowiadały na zadawane pytania. Widać było, że lubią swojego bohatera i są w stanie mu wiele wybaczyć, np. faktyczne wielożeństwo... 

Gość bowiem, po publicznym wyznaniu miłości do włoskiej baleriny i złamaniu jej kariery poprzez spłodzenie pięciorga dzieci... wykorzystał jej nieobecność, kiedy odwiedzała chorą matkę w słonecznej Italii, i w Petersburgu założył drugą rodzinę. Ponieważ w teatrach obydwu miast często występował, zajmował się obydwiema paniami i wszystkimi swoimi dziećmi (a wychował ich dziesięcioro - ośmioro własnych i dwoje nowej żony z poprzedniego małżeństwa) z równą miłością i czułością. Obydwa mieszkania - zarówno moskiewskie, jak i petersburgskie - zamieniono na muzea mu poświęcone.

Szalapin z jednej strony był skąpy (miał przezwisko Trzy Ruble - na prośby o pożyczkę odpowiadał, że ma przy sobie tylko trzy ruble, jest też autorem powiedzonka "za darmo tylko ptaszki śpiewają" - potrafił bawić się, jeść i pić przez całą noc w czyimś domu, a rano przesłać rachunek za zaśpiewane arie...), z drugiej jednak strony część własnego domu oddał na szpital wojskowy w czasie I wojny światowej. Nie żałował też pieniędzy na wygodne mieszkania i edukację dzieci. I lubił siebie - do jego ulubionych portretów należy ten pędzla Kustodijewa, na którym stoi w futrze (lekko rozchylonym, żeby było widać, że cały płaszcz jest futrem podbity), w lakierkach (mimo zimy), z odgiętym małym palcem, zwracającym uwagę na drogi pierścień... 

Wyemigrował w 1922 roku - dlatego pozbawiono go tytułu Artysty Ludowego Rosji, który otrzymał był jako pierwszy artysta w nowym reżimie. Na emigrację zabrał ze sobą drugą rodzinę (pierwsza żona odmówiła wyjazdu i udzieliła rozwodu, żeby mógł drugi związek w końcu zalegalizować).

A muzeum ma bardzo fajne: niezbyt wielkie, ze smakiem urządzone pokoje, stół bilardowy, na ścianach obrazy wybitnych rosyjskich mistrzów, otrzymywane od autorów w wyrazie uznania. Warto tam pójść - również by zobaczyć, jak żył bogaty mieszczanin przełomu wieków.

1 komentarz:

  1. Jak miło Cię czytać!! To tak jakbym tam był, a wcale nie musiałem. Czuję się jak klasa robotnicza, która spija szampana ustami swych przedstawicieli!!!
    Niezły numer był z tego Fiodora swoją drogą. Wielożeństwo mu daruję, a za opiekę nad dziesiątką drobiazgu ma u mnie order, śpiewająco:-)

    OdpowiedzUsuń