wtorek, 19 lipca 2011

Churching w Moskwie

Doskwiera mi istnienie w Moskwie de facto jednego kościoła, w którym możliwa jest spowiedź po polsku. Jeśli ktoś, tak jak ja, wybiera zwykle jedną i tą samą z dwóch polskich Mszy, to ma, wcale tego nie chcąc, stałego spowiednika. Co nie zawsze jest fajne i pożądane. Gdybym się bardzo uparła, to potrafiłabym porozmawiać z księdzem po rosyjsku, tyle że w mojej dwujęzyczności istnieje bardzo silny podział funkcjonalny, i sprawy relacji z Bogiem załatwia się po polsku i już.

Uprawianie churchingu w Rosji może oznaczać konieczność przejechania 200 albo 600 km, bo tam podobno są jacyś rozsądni dominikanie... Ja wiem, że nie powinnam się skarżyć, bo mam do wyboru aż dwa i pół kościoła katolickiego (katedra, frankofoński św. Ludwik i kaplica Św. Olgi), a w tym najbliższym posługę pełni co najmniej sześciu Polaków. I kolejny jest w Jarosławiu. To już niezły materiał na churching. Niektórzy katolicy mają jednego kapłana w promieniu tysiąca kilometrów. No i dość często jednak bywam w Polsce, a tam mogę sobie do woli wybierać kolory sutann czy habitów... Co - z drugiej strony - mnie rozpuściło, bo jak się przywyknie do wysokiego standardu niestandardowych kościołów, to parafialny wydaje się... no... jak przychodnia rejonowa w porównaniu do eleganckiej prywatnej kliniki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz