piątek, 8 kwietnia 2011

O akwizycji językowej i edukacji

Czytałam sobie ostatnio rosyjski odpowiednik e-mamy i byłam w ciężkim szoku. Dyskutowano tam na temat edukacji językowej pewnego dzieciaka z mniejszości narodowej. Dzieciak właśnie został zapisany do przedszkola, mama prosiła o opinie w celu ułatwienia mu startu. Chodziło o to, że rodzice, mieszkający w Moskwie, stosowali zasadę mL@h, czyli w domu wyłącznie język mniejszości.

Albowiem ponieważ część rosyjskich forumek radzi "natychmiast przejść na rosyjski w domu, bo sobie kruszynka nie da rady". A także "jak się mieszka w Rosji, trzeba rozmawiać po rosyjsku, języka narodowego nauczysz później". I również: "nie zamykaj dziecku ścieżki edukacyjnej". Co więcej, spotkałam się z zaleceniami przedszkolanek, żeby "mówić do dziecka w domu po rosyjsku". Jako że temat ten znany jest dobrze również np. emigrantom z PL w różnych krajach, pozwolę sobie wyrazić własną opinię.

NIE WOLNO tak krzywdzić dzieci. Jeśli chcę, żeby moje dziecko znało mój język (a to nie jest jakieś specjalne obciążenie dla małego umysłu, dwujęzyczność na świecie jest raczej normą, nie wyjątkiem), to muszę o to dbać. Zwłaszcza, jeśli jestem jedynym interaktywnym źródłem tego języka. A już tym bardziej, jeśli język otoczenia jest dla mnie obcy i sama go w jakiś sposób kaleczę. Najbardziej popularne sposoby "dbania" to mL@h i OPOL, czyli wspominana wyżej zasada "w domu język mniejszości" (przydaje się, kiedy np. oboje rodzice to emigranci, a stosowanie własnego języka na zewnątrz może narazić na jakieś - choćby tylko subiektywnie odczuwane - szykany) i Jeden Rodzic - Jeden Język, kiedy każdy z rodziców rozmawia z latoroślą po swojemu. I trzeba być cholernie konsekwentnym, bo dzieci są sprytne, wyczają, że tata z mamą rozumieją, jak się do nich mówi w języku otoczenia, i przestaną się wysilać. Tutaj przydaje się dodatkowa motywacja typu dziadków w PL. Korzyści ze znajomości dodatkowego, zwłaszcza niszowego, języka są dla wszystkich chyba oczywiste.

To mówię ja, dwujęzyczna naturalnie i wychowująca dwujęzyczne dziecko.

Drugi aspekt to edukacja dziecka w przypadku zmiany otoczenia językowego. Znajomi musieli zmienić wybór szkoły, bo odmówiono im przyjęcia świeżo przyjechanego z Polski 9-latka do 3 klasy, motywujac to nieznajomością języka. Sugerowano cofnięcie go do drugiej. W innej szkole problemu nie było.
Wydaje mi się, że co najmniej do 6 klasy nie trzeba się przejmować tym, że dzieciak nie zna języka, i należy pchać do klasy, która mu się należy wiekowo. Powyżej 6 klasy to już od dzieciaka zależy, ale znam przykłady, kiedy nastolatek nie znający języka w ogóle we wrześniu 10 klasy, w maju zostaje najlepszym uczniem ze wszystkich przedmiotów, łącznie z literaturą rosyjską.

Trzeba walczyć, wykłócać się, powoływać na literaturę światową, znaleźć logopedę i psychologa, którzy są po naszej stronie (większość, choć nie wszyscy, są). Pierwszy rok będzie trudny i dla dziecka, i dla nas (trzeba będzie jednak materiał wytłumaczyć po polsku w domu), ale potem - z górki.


4 komentarze:

  1. Dwujęzyczność jest skarbem a nie garbem, więc robisz wszystko "jak cza", w Twoich rękach sprawa poczuje się najlepiej i sama najlepiej zadbasz o równowage, sama najlepiej bedziesz wiedziała kiedy czytać młodej na dobranoc Puszkina, a kiedy Tuwima:-)
    A gadanie o "kruszynkach" co sobie nie poradza to wyraz jakiegoś imperializmu językowego, brzmi to trochę mocniej niż "akwizycja":-) A jest uprawnione, bo najczęściej słychać o tym w relacji język narzucany (większy, 'panujący' język otoczenia), a język mniejszości.

    OdpowiedzUsuń
  2. a najbardziej mnie powalalo na kolana "A on ciebie rozumie?"
    stoczylam milion wojen z przedszkolankami, logopedkami i lekarzami, mam dziecko w przedszkolu logopedycznym, bo jest dwujezyczne (nie dlatego, ze ma wade wymowy) - akurat to mu na dobre wyszlo, do tej pory musze tlumaczyc ze Juras bedzie mial lepiej - ba, ja mam nawet przeciwnikow w postaci meza (jak mu sie mozg zatnie) i tesciowej - bez komentarza
    a Jurek nie tylko dwujezyczny ale i obureczny - co za pech ;-)
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  3. a mnie też panie w rosyjskim przedszkolu radziły, żeby do dziecka w domu mówić po rosyjsku, żeby mu pomóc - nie miał znaczenia fakt, że o takim akcencie jaki ma Pola, my mogliśmy tylko pomarzyć;)
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo skomplikowany problem poruszylas.To nie tylko jezyk "otoczenia" , to cos wiecej , to kultura , to tez to co naokolo , to tez zachowania , itp itd........ "On the other hand " ( wybacz wtracenia obcojezyczne , ale w tym wypadku to celowe) , to dom do ktorego sie wraca , to "mother tongue " , to tradycja w ktorej sie wyroslo itp itd ..... a w mianowniku ... czy to pobyt staly, emigracja , czy tylko etap? . Odpowiedzi? przekraczaja kilka zdan komentarza :)

    OdpowiedzUsuń