wtorek, 26 kwietnia 2011

Nowa Jerozolima

Uznałam, że Nowa Jerozolima to znakomite miejsce na wycieczkę wielkanocną. W Niedzielę Zmartwychwstania udałam się więc z samego rana na coś w rodzaju Rezurekcji, żeby pobiec prosto z kościoła na stację kolejową, łapiąc w tym celu podwózkę "na machacza" (coś w rodzaju płatnego autostopu albo niezawodowej taksówki).
Bombiła i tak nie pomógł, bo dzięki swojej genialnej organizacji podałam pozostałym członkom wycieczki niewłaściwą stację i w efekcie spóźniliśmy się na pociąg. Nic to, pojechaliśmy następnym, tylko kosztowało mnie to trochę nerwów. Później było już z górki.

Przybycie do Istry na czas było dla mnie dość istotne, bo zamówiłam byłam sobie przewodnika, który na nas czekał. Przewodnik ma sporą wiedzę o pozycjonowaniu, albowiem ponieważ jego strona wyskakuje jako jedna z pierwszych po wpisaniu Nowa Jezorozolima do wyszukiwarki. Był kompetentny i sprawny, ale chyba nie polecam.

Istra to przesympatyczne maleńskie podmoskowne miasteczko. Liczy sobie coś ponad 30 tyś. mieszkańców, wg naszego przewodnika poza fabryką żywności dla niemowląt i niedużym zakładem farmaceutycznym nie ma tam przemysłu, ale wikipedia podaje, że produkują tam m.in. sputniki metereologiczne i systemy bezpieczeństwa dla elektrowni jądrowych. Nowe bloki, zbudowane przez małżonkę Łużkowa, puste, bo ceny moskiewskie, a do stolycy 100 km, rzucają cień na stojące na niemalże tej samej parceli drewniane chatki. Z czasów przedwojennych zostały dwa budynki i słupy ogrodzenia szpitala, w którym pracował Czechow. Jest tam też sanatorium z własnym ujęciem wody mineralnej - legendy miejskie głoszą, że Podmoskowie całe może się zapaść pod ziemię i zatonąć, bo jakieś 700 metrów pod powierzchnią ziemi ciekną wody słonego morza. Strony sanatoryjne informują jedynie, że "morzem" można określić bogate zasoby wód leczniczych :D


Ale naprawdę Istra słynie ze swojego klasztoru. Klasztor założył w XVII wieku patriarcha Nikon. Kupił trzy wsie, przemianował rzekę Istrę na Jordan, skopiował w skali 1:3 świątynię Grobu Pańskiego i parę innych świątyń jerozolimskich, projekty zlecając takim mistrzom, jak Rastrelli (ten od Pałacu Zimowego w Petersburgu), Woronichin (Sobór Kazański w Petersburgu) czy Ton (sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie - ale to, oczywiście, już nie Nikon zlecał). Car Aleksy Michajłowicz, ojciec Piotra Pierwszego, zakrzyknął, jadąc do klasztoru: toż to nowa Jerozolima! - i nazwa się przyjęła.
Car się nieco z patriarchą pokłócił na temat wyższości władzy boskiej/cerkiewnej nad carską, więc Nikon, robiący już w Moskwie karierę, został z niej wydalony i resztę życia spędził upiększając swój klasztor. Zbudował tam m.in. podziemną cerkiew, tzn. wkopaną głeboko na sześć metrów, oświetlaną sprytnie dzięki białym ścianom, które odbijają promienie słoneczne wpadające przez małe okienka pod sufitem. W podziemnej cerkwi, a dokładniej w miejscu symbolizującą jaskinię, w której znaleziono Krzyż Pański, znajduje się studnia ze "świętą" wodą, za murami klasztoru też jest jakieś święte źródełko. Mury są potężne, zaopatrzone w strzelnice, wieże mają 9 metrów wysokości i (podobno) 12 metrów głębokości, żeby nie można się było podkopać - ale mimo iż ogród Getsemani (okoliczne łąki) widział kilka poważnych bitew, to twierdza nie odegrała w nich żadnej roli. Poczytać dokładniej można sobie tu:  http://www.n-jerusalem.ru/virtualtour/sobor.htm



Wstęp na teren klasztoru jest wolny. Mieści się tam też państwowe muzeum krajoznawcze (nie byłam), które już w przyszłym roku ma być wyprowadzone na zewnątrz. Prowadzone są intensywne prace renowacyjne, bo od rewolucji październikowej budynki niszczały - zakonnicy mogli wrócić dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Miedwiediew klasztor odwiedził i nawet podobno dokłada się do rekonstrukcji. Planuje się obudowę nie tylko fizyczną, ale i duchową - Nowa Jerozolima, znów wyposażona w bogatą bibliotekę, drukarnię, szkołę kantorów, zamieszkiwana przez wspólnotę liczącą pięciuset (a nie, jak dziś, sześciu) braci - ma stać się wkrótce centrum światowego prawosławia.

Bardzo polecam - powolne, spokojne zwiedzanie letnim popołudniem. Z własną wałówką, bo od stacji idzie się dobre dwadzieścia minut, a do miasteczka - nie najlepiej zaopatrzonego w punkty gastronomiczne - kolejne pół godziny. Ale na piknik miejsce idealne.

1 komentarz:

  1. To sie nazywa - "a nie mowilem!"

    Jak bys cie poszli nie w strone stacji, a w strone hydrostacji, co jest u konca Istrinskogo wodochranilisia, to byscie znalezli swietna niedroga knajpe. A sklepy na Istrze sa zdala od szossy Wolokolamskiej :)

    Zostaje przy swoim zdaniu, ze jednak lepiej bylo by ruszyc na Riazan, na przyklad :)

    Denis

    OdpowiedzUsuń